,,Człowiek ma tylko jedno życie. I właściwie ma obowiązek wykorzystać je najlepiej, jak się da.’’
,,Zanim się pojawiłeś” zalicza się do garstki pozycji, które wycisnęły ze mnie łzy. Czytałam ją kilka razy, wciąż z takim samym wzruszeniem. To bez wątpienia jedna z tych książek, którą czytasz w nocy i wiesz, że musisz iść już spać, bo inaczej współpracownicy posądzą cię o balowanie do późna, bo wyglądasz jak zombie przez mówienie sobie ,,jeszcze jeden rozdział”.
Główne skrzypce w historii ogrywa Will Traynor, którego problematyka błyskawicznie została przedstawiona już na początku książki. Will to wysportowany i niestroniący od kobiet rekin biznesu, który żyje na pełnej petardzie. Jest typowym czarusiem, dla którego kobiety tracą głowę. Uwielbia adrenalinę i kocha wyzwania. Kolejnym wyzwaniem, z jakim przyszło mu się zmierzyć jest życie. Traynor przed wieloma laty uległ poważnemu wypadkowi motocyklowemu, który odebrał mu chęci do życia. Po nim wszystko wydaje mu się pozbawione sensu, a w środku pojawiła się pustka. Stał się zgorzkniały i nie potrafi zaakceptować sytuacji, w jakiej się znalazł.
Autorka od razu uderza w czytelników silnym szokiem emocjonalnym, na którego przetrawienie nie mamy czasu, gdyż momentalnie przechodzimy do następnego bohatera. I tu pojawia się Lou. Atmosfera po ciosie, który dostaliśmy od autorki orzeźwia się i rozluźnia pod wypływem wyjątkowej ekscentryczki. Kolorowe rajstopy, wzorzaste sukienki, buty wyjęte niczym z innej epoki i kroje, z którymi nosi się panna Clark powalają na kolana. Uśmiech sam pojawia się na twarzy, kiedy czytamy o gadatliwej i uśmiechniętej Lou. Jej życie to istna jazda bez trzymanki! Jest zdecydowanie pozytywną i nieco zwariowaną postacią pełną ciepła i chętną do przekazywania go dalej. To niezdarne Słoneczko, które wykreowała Jojo Moyes niesamowicie mnie urzekło i trzymało przy lekturze.
Lou jest opiekunką Willa. Will jest podopiecznym Lou. Proste? Nie do końca. Lou była tak uroczo niepewna tego co robi, że wypadała ciapowato, na co Traynor patrzył z lekkim przerażeniem (pomijając to, że przepełniony był wrogością i pogardą w stosunku do panny Clark). Wiedział, że ta nieodpowiedzialna i roztrzepana dziewczyna została wynajęta przez jego matkę w celu utrzymania go przy życiu, gdy ten podjął decyzję o eutanazji mającej się odbyć za pół roku. Stopniowo jednak, w miarę upływu czasu i pogłębiania relacji, główni bohaterowie zaczynają się dogadywać. Dogadywać! Nie ma mowy o tym, że znaleźli wspólny język.
Dwudziestosześcioletnia brytyjka postanawia sobie, że nie pozwoli Willowi się zabić. Została już w to zaangażowana i nie odpuści – raz, że to nie w jej naturze, dwa, że naprawdę polubiła tę pracę. Otwarta na nowe doświadczenia i przygody z gburowatym Traynorem pragnie przekonać go, że jego życie może wyglądać inaczej, gdyby tylko tego chciał.
Historia stworzona przez Jojo Moyes nie jest wyjątkowa wśród pozycji swojego gatunku. Jest przewidywalna, nie uważam, aby zaskoczyła czytelnika. No, może nie przesadnie. Za to z pewnością poruszy serce i duszę oraz skłoni do rozważań. Lou i Will to dwa kontrastujące ze sobą byty, którymi autorka całkowicie mnie kupiła. Stworzyła (nie)zwykłą książkę o życiu i umieraniu, która utwiła w mojej mentalności poruszając temat niepełnosprawności ruchowej i eutanazji. Magiczna i piękna opowieść o trudnych wyborach i czerpaniu satysfakcji z życia, a przy okazji luźna obyczajówka. Świetne postaci, zarówno te drugoplanowe, o których bądź co bądź nie wspomniałam. Bardzo dobra książka, zdecydowanie polecam!