Małe dzieci cechuje ta charakterystyczna rozbrajająca szczerość, beztroska, naiwność w sposobie myślenia i postrzegania świata. W swoich małych główkach potrafią stworzyć wiele teorii dotyczących tego, co ich spotyka każdego dnia. Jak więc tłumaczą sobie i dają radę z chorobą, jeśli ta ich dotknie? Jak wtedy reagują?
Tyler Doherty ma siedem lat, uwielbia grać w piłkę i spotykać się ze swoją przyjaciółką Sam. Ma dorastającego brata buntownika, kochającą mamę, która na wszelkie sposoby próbuje wiązać koniec z końcem po tym jak 4 lata wcześniej straciła męża.
Tyler taty nie pamięta, zna go z filmów, zdjęć i opowieści, nie zna poważnych problemów. A mimo wszystko potrafi zmierzyć się z tym, co go spotyka. Po kilku miesiącach nieustającego bólu głowy, wymiotach i błędnych diagnozach wykryto w jego mózgu złośliwy guz. Rozpoczyna się walka o życie chłopca. Ale nie mamy tu długich opisów leczenia, cierpienia małego pacjenta. Sens zamyka się w reakcji chłopca i jego rodziny, w ich wierze i stosunku do Boga, wobec którego należy zawsze pozostać pokornym, cierpliwym, nigdy nie poddawać w wątpliwość jego decyzji i nie kwestionować wyborów, jakie podejmuje w naszym imieniu.
Sposobem Tylera na chorobę są listy, jakie pisze do Boga i wrzuca do zwyczajnej skrzynki na listy. Dziękuje w nich za to, co go spotkało, za kochającą rodzinę i przyjaciół ale i prosi. Jendak prosi tylko o uśmiech, wsparcie, ulgę dla swoich bliskich, myśli o wszystkich, tylko najmniej o sobie. Dzięki tej swoistej rozmowie w Bogiem potrafi pogodzić się z nadchodzącą śmiercią, oswoić z nią, przygotować na nią zarówno siebie jak i swoich najbliższych, choć paradoksalnie o śmierci mówi się tu bardzo niewiele.
Pozytywne nastawienie, uśmiech, promieniujące na wszystkich wokoło dobro – to cały Tyler. Potrafił swoją radością i optymizmem skruszyć wiele serc. I stać się inspiracją dla wielu swoich równieśników ale również dorosłych, nawet tych, którzy już się poddali, nie oczekując już od życia niczego.
Listy do Boga to lekcja modlitwy, lekcja wiary. Podziwiam ludzi głęboko wierzących, oddających swe życie w ręce Boga i bez względu na to, czy spotyka ich dobro czy zło, nie przestających wierzyć . Tak jak rodzina Dohertych. Wciąż z tą miłością, z pokorą i opuszczoną głową zaś bez złości przyjmowali to, co przynosił los. Wszak jeśli przyjmujemy dobro to dlaczego nie mielibyśmy przyjmować zła?
I choć sama się z tym do końca nie zgadzam, a może powinnam powiedzieć, iż nie mogę się pogodzić to chylę czoła przed tymi, którzy w obliczu choroby bliskich wciąż zawierzają swój los i życie Bogu.
Powieść cechuje niezwykła prostota języka i stylu, co w połączeniu z poważnym tematem wiary, nieuleczalnej choroby, śmierci i bólu porusza do głębi.
Jakie przesłanie płynie z tej powieści? Przede wszystkim, by doceniać to, co mamy, by zwolnić na chwilę, zatrzymać się nad radosnym wydarzeniem, rozkoszować chwilą. Nie zapominajmy też o nadziei ,która potrafi nadać życiu sens. Wzruszająca i pełna ciepła powieść dla każdego!
„Drogi Boże,
myślę, że się udało. Powiedziałeś mi, żebym się nie bał i się nie bałem, bo byłeś ze mną przez cały czas. Chcę tylko, żeby wszyscy wierzyli. Wiem, że naprawdę istniejesz.
Twój
Tyler