"Mniejsze zło" to książka, która zanim do mnie dotarła pobawiła się ze mną w kotka i myszkę. Najpierw przyjechała inna powieść, a docelowo gdy poprosiłam o sprawdzenie czy ta do mnie powinna dotrzeć okazało się, że miała być już dawno temu! Na szczęście udało się i wpadła w moje ręce.
Wydawnictwo Mova przy każdej kolejnej wydawanej powieści pokazuje nam coraz to genialniejsze okładki, zgrane z fabułą i takie, na które się patrzy i patrzy i nie ma się dość. Ta również nie jest oderwana od treści i ma ogromne znaczenie, co po przeczytaniu na pewno każdemu do głowy przyjdzie.
no właśnie, o czym jest ta książka? Poznajemy głównego bohatera, Virgila. Już samo imię jest fascynujące ale także to, że mężczyzna był kiedyś policjantem i żołnierzem. Tym razem jednak autor bardzo mocno oderwał się od typowego obrazu człowieka, który strzeże prawa mimo, że już nie jest na służbie czy człowieka prowadzącego na własną rękę śledztw. Virgil jest człowiekiem, który dla jednych może być wspaniałomyślną osobą gotową na wiele, a dla innych... cóż, zdrajcą, zbrodniarzem. Dlaczego? Facet stał się przywódcą grupy Greenwar i nie pogrywa zbyt uczciwie. Uważa, że powinno się zaprzestać wydobycia ropy i gazu, ale to nie wszystko, bo również uważa, że import gazu łupkowego jest projektem do zamknięcia, a każde pomysły na odnawialne źródła to mamienie potencjalnych wyborców.
W to wszystko zostaje wciągnięty prezes jednej ze spółek naftowych. I gdyby to były brutalne rozmowy, radykalne żądania, to jeszcze obyłoby się bez większego zastanawiania się kto w tym rozrachunku stoi po dobrej stronie. Ale nie, mężczyzna zostaje porwany przez grupę Greenwar, która żąda ogromnego okupu bez zapłacenia którego zabiją prezesa w pomysłowy sposób - spalinami wygenerowanymi z paliwa z jego własnej firmy. Czy niektórzy nie poszli zbyt daleko i nie przekroczyli pewnej granicy?
Norek porusza ważny temat, bardzo aktualny, bo jeśli chodzi o wszystko co mogłoby w jakiś sposób zmniejszyć koszty energii, paliw, a jeszcze lepiej jak będzie pro nasza planeta, to byłoby idealnie. Tak się jednak nie da i zamieszki wywołane przez niektóre osoby mogą wyrządzić wiele krzywdy zwłaszcza jeśli są one radykalne, a grupa docelowa słuchaczy podążająca ślepo niczym owieczki za nimi... Autorowi udało się pokazać, że pompowanie z każdej strony, tej złej i tej dobrej, pewnego rodzaju informacji niekoniecznie nam pomaga, a a wręcz może wywołać odwrotny skutek.
W tej książce zostały między wierszami zadane dość trudne pytania, na przykład o pieniądze. Wiadomo, jak o coś jest afera i nikt nie mówi o co, to właśnie jest to kasa. W tym przypadku prezes jednej ze spółek naftowych został porwany dla okupu. Dlaczego akurat on, to już wiadomo, ale w jakim świetle stawiają się ludzie, którzy chcą okupu w formie gotówki?
W tym miejscu pojawia się zagwozdka na temat głównego bohatera, którego osobiście nie trawię. Facet niby z zasady dobry, były policjant, były żołnierz, a teraz walczący o dobro planety. Tylko jakimi sposobami? Bo nie każdy cel uświęca środki i dla mnie on przekroczył pewne granice, a jednocześnie pokazał, że dobroci to nie ma w nim ani krzty.
Myślę, że to jedna z takich powieści, która daje do myślenia. Z jednej strony to niezły thriller, ale z drugiej gdyby autor chciał, to jako kolejną część mógłby stworzyć dobre postapo.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Mova.