Jedno z moich pierwszych spotkań z literaturą nowozelandzką mogę uznać za bardzo udane. Historię Carli i Bena określiłabym jako maoryską wersję "Młodych gniewnych" z dużą ilością odnośników do tajemniczej kultury rdzennych mieszkańców Nowej Zelandii. Książka jest nieco przekombinowana, ale dobra w swojej kategorii. Daje do myślenia i podejmuje ważne tematy.
Carla Reid ma wszystko, czego biała kobieta w średnim wieku o jej statusie społecznym, potrzebuje do szczęścia - kochającego męża, dorastającego syna, dom na farmie i powołanie do pracy nauczycielki. Jej świat staje na głowie w momencie, kiedy na farmę napada gang młodocianych przestępców, którzy w większości rekrutują się z plemion maoryskich, które dawno temu siłą podporządkowała sobie kolonizująca Nową Zelandię Wielka Brytania. Od tego czasu brązowoskórzy są postrzegani jako gorsi, a rasizm wciąż ma wpływ na społeczny odbiór takich osób. Benowi Toroi nie robi różnicy, czy uważają go za bandytę. Myśli, że biorąc udział w napadzie zyska "szacun na dzielni". Kiedy jednak akcja wymyka się spod kontroli, a pijani i naćpani młodociani przestępcy zabijają Jacka - syna Carli, poważnie ranią jej męża, Kevina, a ją samą dodatkowo gwałcą, Benem szarpią wyrzuty sumienia. Chłopak przyznaje się do winy i trafia na 14 lat do więzienia o zaostrzonym rygorze.
Od tej chwili akcja biegnie kilkutorowo. Bliżej poznajemy Bena i jego przeszłość oraz brutalne realia więziennego życia. Śledzimy losy Carli, która zmaga się z rozpaczą, samotnością, chorobą i śmiercią męża i syna, ale jednocześnie usiłuje znaleźć choć jeden powód, aby móc powiedzieć o swoim życiu, że jest jeszcze potrzebne. Dlatego, mimo iż początkowo czuje do swego oprawcy Bena tylko obrzydzenie, zaczyna pomagać mu przystosować się do życia i nawiązuje z nim niecodzienną więź.
W tle całej historii autorka snuje opowieść o niezwykłej historii wyspy,która miała swoją kulturę i wierzenia, zniszczone niemal do szczętu przez cywilizację białych. Gdyby książka była jeszcze bardziej rozbudowana w kierunku antropologicznym, nie miałabym nic przeciwko. Rozumiem zabieg, jaki autorka chciała zastosować wspominając o aspektach kulturowych w kontekście postępowania bohaterów, a jednak odczułam niedosyt, że nie było tego więcej.
To bezsprzecznie wartościowa książka, którą warto przeczytać i przemyśleć.