Miasto po wojnie nuklearnej jest podzielone na tych bogatych, zwolenników prezydenta i tych biednych, popierających założyciela. Lata mijają od tragedii, która spotkała ludzkość, lecz nic w temacie tego podziału nie uległo zmianie. Dwa obozy łączy jedno- małżeństwo ich dzieci. W tym roku to szesnastoletnia Ivy Westfall, jest zmuszona wyjść za mąż za syna prezydenta. Nikt nie pyta o miłość czy pragnienia, liczy się tylko zawarcie związku, który umocni sojusz i zwiększy populacje ludzi. Cel ponad wszystko, a Ivy ma cel- zniszczyć bezwzględną tyranie prezydenta Lattimera.
Niedaleka przyszłość nie napawa optymizmem, jednak nie jest to do końca okrutny świat. Oczywiście wojna wyrządziła szkody, pozostawiła ludność w podziale, a prawa są egzekwowane surową ręko. Nikt nie krytykuję przymusowych małżeństw nastolatków, lecz największym ograniczeniem jest płot ogradzający miasto. Człowiek nie jest stworzony do życia w zamknięciu, lecz strach przed zagrożeniem i nieznanym uwięził ich w miejscu, gdzie bezwzględną władzę sprawuję jeden człowiek.
Ogromnym atutem powieści są bohaterowie, a w szczególności Ivy i Bishop. Dziewczyna została wytrenowana do jednego celu- ma obalić dyktatora. Prawdziwą przyjemnością było oglądanie jak kształtuje się osobowość bohaterki. Wychowana pod presją ojca, tak naprawdę nie zna prezydenta i jego metod. Zagłębiając się w swoją misję zauważa, że nie wszystko jest białe albo czarne, na świecie są odcienie szarości i Ivy dostrzegając problemy, których nigdy nie brała pod uwagę zaczyna samodzielnie myśleć i nabiera wątpliwości. Początkowo delikatna, lecz pyskata dziewczyna przeradza się w prawdziwą wojowniczkę, pełną empatii i wiatry. Kto jest dobry albo zły, nie można jednoznacznie ocenić, każdy ma ukryte motywy i należy je odkrywać razem z bohaterami. Bardzo istotną rolę odgrywa Bishop, mąż Ivy. Tak naprawdę mogłabym powzdychać do niego, gdyż jest on bohaterem na pierwszy rzut oka niepozornym, wyróżniającym się tylko urodą, jego postawa mnie urzekła i rozczuliła, lecz ostatecznie okazał się zaskakujący. Chłopak należy do tych bohaterów, których darzy się sympatią od pierwszego spotkania.
Tutaj nasuwa się kolejny problem, którego nie mogę pominąć. Dwójka młodych ludzi zmuszona do małżeństw. Jak coś takiego może się udać? Ten wątek jak dla mnie jest genialny. Ich relacje dopiero raczkują i kształtują się na oczach czytelnika. To głównie z tego powodu tak bezwzględnie zaczytałam się w tej historii. Miłość pokazana jest bardzo realnie, nie ma tu euforii i fascynacji, która pojawia się momentalnie. Ta dwójka poznaję się stopniowo, a ich relacje muszą się zbudować od początku i powoli się rozwijają, być może, dlatego przeżywałam każdy postęp między Ivy a Bishopem. Całości dopełnia akcja, która toczy się w wyważonym tempie i piekielnie wciąga od pierwszej strony.
Na zakończenie powiem tylko tyle:
Drogi Czytelniku, przed rozpoczęciem lektury uzbrój się w wielki zapas emocji, gdyż w tej książce dzieję się tyle, że na pewno spokojnie nie przetrwasz tego spotkania. Serce będzie walić jak grzmot a uczucia płynące z kart powieści, wprawią się w euforyczny stan. Myślicie, że „Igrzyska Śmierci”, „Delirium” lub „Niezgodna” są pierwszorzędnymi powieściami dystopijnymi? Zapewniam was, że będą musiały zrobić miejsce dla Ivy, która szturmem wdarła się na szczyt. Kocham i jeszcze raz kocham. Okrutny świat oraz obraz rodzącej się bliskości między dwojgiem młodych ludzi, okazały się połączeniem piekielnie dobrym, a ja go kupuje w całości.
5+/6