,,Kocham Cię, zawsze będę cię kochać, teraz i zawsze”*
Jesteś kochającą żoną i matką, nie wyobrażasz sobie życia bez swojej rodziny i oni zapewne bez ciebie również. Los jednak postanawia z was zadrwić pewnego dnia słyszysz słowa, które są wyrokiem, bo nawet najbardziej wytrwała walka może zakończyć się przegraną. Ty już wiesz, że przegrywasz, że niedługo odejdziesz i zostawisz tych co kochasz. I mimo tego, że cierpisz równie mocno jak oni, wiesz, że to oni muszą być przygotowani na twoje odejście, że to oni muszą dalej żyć… już bez ciebie.
Maia to szczęśliwa kobieta, która ma męża Stevena i syna Josha. Uważa, że ma do szczęścia wszystko czego potrzeba. Niestety los chciał, że zachorowała na raka i po długiej oraz ciężkiej walce umiera. Jej rodzina nie może się z tym pogodzić i pierwsze miesiące są dla nich bardzo trudne, bo nie potrafią sobie nawet wyobrazić życia bez niej. Nie wiedzą jednak o czymś ważnym - Maia nie odeszła, jeszcze nie teraz, najpierw musi zadbać o to by ci, których kocha najmocniej na świecie byli znowu szczęśliwi. Niespodziewanie z pomocą przyjdzie jej labrador, mała dziewczynka i jej mama. Czy Maia zdąży zrealizować swój plan? Co takiego wydarzy się w życiu bohaterów?
Omawiana w dniu dzisiejszym powieść była niespodziewanym prezentem, a więc odłożonym na bliżej nieokreślony czas. Przyznam szczerze, że Nawe za specjalnie mnie do niej nie ciągnęło i przez zbieg okoliczności wreszcie po nią sięgnęłam. Jakie są moje odczucia po jej przeczytaniu?
Egan przedstawia historię rodziny, którą dotknęła straszna tragedia. Utrata bliskiej osoby, nawet gdy jest się na to przygotowywanym, jest traumatycznym przeżyciem i nie łatwo się z tym pogodzić. W sposób prosty opisuje emocje jakie towarzyszą bohaterom oraz to, jak ta cała sytuacja na nich wpłynęła. Ale to nie wszystko, wprowadza do fabuły trochę nierealności - kobieta, a właściwie jej dusza, która umiera pojawia się w ciele innej osoby by wykonać wyznaczone przez siebie zadanie.. O dziwo (lub nie) to wszystko nie wydaje się być sztuczne i tworzy spójną oraz logiczną całość. Akcja toczy się wolno, ale miarowo, bo w tej powieści postawiono bardziej na przekaz emocji niż tempo wydarzeń.
Mimo tego, że bohaterowie różnili się od siebie wiekiem, jak i charakterem czy zachowaniem zabrakło mi ich głębszej charakterystyki. Nie byli co prawda sztuczni i szablonowi, ale z całą pewnością niedopracowani. Przez to nie miałam okazji zbyt dobrze im się „przyjrzeć” i wyrobić jakieś bardziej szczegółowe zdanie zdanie. Wydaje mi się, że przy niektórych książkach tego typu odruchowo uruchamia się w nas współczucie. Bo wiadomo, nikomu nie życzy się tego co przechodzą Steven oraz Josh. Ze mną właśnie było tak w tym przypadku, przez to jacy są bohaterowie nie potrafiłam się z nimi zżyć i ich tragedia napawała mnie smutkiem, ale takim… zwykłym, jakby byli tylko dalekimi znajomymi i szkoda ich bo cierpią, ot i tyle.
„Teraz i zawsze” czyta się szybko, to muszę szczerze przyznać, i nawet sympatycznie. Powieść na raz, trochę naiwna, ale z przesłaniem, które nawet mimo niedociągnięć trafia do czytelnika. Nie zżyłam się z bohaterami, ale nie byli mi też obojętni, chyba najbardziej polubiłam Josha i labradora. Podejrzewałam jaki będzie koniec i trzymałam kciuki żebym się nie pomyliła. I gdyby nie słabe kreacje bohaterów oraz zbyt mały przekaz emocji jak na taką tematykę uznałabym tę publikację za bardzo dobrą, a tak mogę napisać tylko, że jest dobra, ale potrzebuje dopracowania. Dodatkowo, choć to nie ma już nic wspólnego z treścią, a wydaniem, przeszkadzało mi trochę to, że od pewnego momentu powtarzały się strony, które czytałam chwilę wcześniej…
Mimo tych niedociągnięć książka jest godna polecenia, bo mówi o rzeczach wartościowych i skłaniających do refleksji. Mówi o miłości, która nie zna granic i objawia się w przeróżny sposób. Wystarczy kochać i mieć ukochaną osobę w sercu, tak po prostu, teraz i zawsze.
*cytat pochodzi z książki
http://zapatrzonawksiazki.blogspot.com/2013/10/miosc-silniejsza-niz-wszystko.html