Annie nigdy nie miała łatwego życia. Jako dziecko tułała się po rodzinach zastępczych i gdy wreszcie wydaje się jej, że odnalazła swoje miejsce na ziemi u boku Neila, jej mąż pokazuje swoje prawdziwe oblicze, zamieniając jej życie w piekło na ziemi. Dopiero gdy Annie odkrywa, że jest w ciąży, nabiera w sobie wystarczająco dużo odwagi, by wreszcie uwolnić się od niekończącej się spirali przemocy. Zmienia imię na Carrie i ucieka do małego miasteczka w Teksasie, gdzie nikt jej nie zna.
Jej nowym sąsiadem okazuje się być miejscowy dziwak, River Wild. Mężczyzna od samego początku zachowuje się grubiańsko w stosunku do Carrie i daje jej wyraźnie do zrozumienia, że nie jest zainteresowany zawieraniem nowych znajomości. Kobieta jednak nie zamierza odpuszczać, niemalże od razu domyślając się, że Rivera spotkało coś złego, przez co teraz separuje się od ludzi. Okazją do bliższego zapoznania okazuje się być bezdomny pies, który przyplątuje się w okolice ich domów i któremu oboje postanawiają pomóc.
Ostatnio mam coś złą passę i trafiam albo na bardzo złe książki albo na takie wobec których miałam spore oczekiwania, a mnie rozczarowały. I tak jest niestety w przypadku "River" Samanthy Towle- kompletnie nie spełniła moich oczekiwań. Niestety, autorka podjęła się pisania o zbyt trudnych tematach z którymi po prostu nie dała sobie rady. Takie sprawy jak przemoc domowa czy seksualna wymagają odpowiedniego wyczucia i umiejętności. W tym przypadku, autorka potraktowała to jako dodatek do pełnego utartych klisz romansu, żeby dodać mu trochę dramatyzmu. Bowiem, nie znajdziecie w "Riverze" czegoś, co nie było już wcześniej wałkowane przez dziesiątki innych autorek. Owszem, naprawdę ciężko jest aktualnie w tym gatunku wymyślić coś nowatorskiego, ale jednak niektórzy potrafią jeszcze to podać w taki sposób, że czytelnikowi te utarte klisze kompletnie nie przeszkadzają. Towle serwuje nam typowe love/hate, gdzie bohaterowie początkowo nie pałają do siebie zbytnio sympatią. Nie to jest głównym problemem, ale prędkość z jaką Carrie oraz River przeskakują z etapu wzajemnej niechęci do miłości. Zabrakło tutaj bardziej naturalnego procesu przenoszenia ich relacji na wyższy poziom. Tymczasem, rozmawiali ze sobą dosłownie kilka razy i już bam, wielka miłość. Bardzo ciężko jest mi uwierzyć w to, że tak wycofany społecznie facet jak River otwiera ( i przy okazji zamienia we wrażliwe i romantyczne kluski, które muchy nie skrzywdzą) zaledwie po kilku przelotnych rozmowach. I tu docieram do meritum mojej recenzji- największym problemem tej historii jest to, że jest po prostu za krótka- zupełnie jakby ktoś wyrwał mnóstwo kartek ze środka, które by uzupełniały wszystkie dziury w fabule. Generalnie gdy trzymałam tę książkę po raz pierwszy raz w ręce, byłam święcie przekonana, że jest to początek serii a nie jednotomówka. Zamknięcie wszystkiego Akcja pędzi jak szalona, nie pozwalając autorce na dłużej skupić się na rozwinięciu poszczególnych wątków, przez co wszystko potraktowane jest tutaj po macoszemu. Sam finał został pośpiesznie wciśnięty w kilka ostatnich stron, gdzie autorka totalnie poszła po najmniejszej linii oporu, żeby ostatecznie rozwiązać wszystkie problemy z którymi borykali się główni bohaterowie.
Reasumując, "River" mogło być naprawdę dobrą książką ale przez tempo jakie narzuciła Samantha Towle, wypada mocno przeciętnie i co tu ukrywać- rozczarowuje. Spodziewałam się lepszego ugryzienia tematu, a tymczasem otrzymałam mocno schematyczny romans, gdzie najlepszym lekarstwem na rozwiązanie wszystkich problemów jest nowa miłość.