W życiu prawie niczego nie można być pewnym. Planowanie nie daje nam gwarancji powodzenia. Czasem wystarczy jedno wydarzenie, aby całe nasze dotychczasowe życie uległo diametralnej zmianie. Obrót o sto osiemdziesiąt stopni to podróż w nową rzeczywistość, w której trzeba się odnaleźć. Takiej sytuacji doświadczył jeden z bohaterów książki Alicji Manders.
Rob jest tytułowym Kalifornijczykiem, który ma dosłownie wszystko, począwszy od luksusowego mieszkania, skończywszy na dobrej pracy. W jego życiu pozornie panuje spokój. Nagle ta sielanka znika. Przyjaciel Roba żeni się. Mężczyzna oczywiście zostaje zaproszony na wesele. To nic, że odbędzie się ono w zupełnie innym, nieznanym mu dotąd kraju. W trakcie pobytu w Polsce poznaje Julię, która natychmiast wzbudziła zainteresowanie mężczyzny. Ona jednak boi się wyprowadzki do dużego miasta. Jaką decyzję podejmie? Czy para będzie szczęśliwa? Jak Rob odnajdzie się w nowej dla niego rzeczywistości?
Głównym atutem książki są bohaterowie. Wyraziści, nieszablonowi, każdy z nich wyróżnia się na swój sposób i wzbudza zainteresowanie. Julię i Roba różni wszystko: obyczaje, pochodzenie, kultura, język, praca. Pomimo tego ścieżki tych postaci przetną się na wydarzeniu ważnym dla obojga. Rob czuje się obco, cały czas obserwowany w kraju słynącym z hektolitrów wypijanego alkoholu, bigosu i pierogów. Julia odczuwa lęk przed nadchodzącą zmianą.Przeprowadzka pozwoliłaby jej na rozpoczęcie nowego, samodzielnego życia i zupełną niezależność finansową (ma dobrą pracę). Czy będzie w stanie pokonać strach przed nieznanym w imię rodzącego się uczucia?
Książka obfituje w humor, ale nie brakuje w niej również momentów refleksyjnych. To historia dwójki młodych ludzi, skazanych na siebie przez przypadek. Jedna decyzja zsyła na nich kolejne trudne wybory. W życiu nic nie przychodzi łatwo, o czym przekonuje się na własnej skórze Julia. Tak duża zmiana może przynieść wiele korzyści. Z drugiej strony to spojrzenie na świat oczami innej narodowości. Nowa rzeczywistość dla Roba jest obca, pełna tajemnic. Zrozumiałe jest oczywiście jego zagubienie. Samotnik, w obcym kraju, nie zna języka. Ta historia pokazuje jednak, że pomimo różnic na wielu płaszczyznach, nadal jesteśmy ludźmi, a przeciwieństwa często są jak magnesy z odwróconymi biegunami, które wzajemnie się przyciągają.
„Kalifornijczyk” to udany, interesujący debiut Alicji Manders. Historia lekka, przyjemna w lekturze. To tytuł idealny na letni czas. Jest życiowo, a przy tym autorce udało się uniknąć zanudzenia odbiorcy. Powieść obyczajowa z nutką romansu, która nieco wychodzi poza klasyczny schemat gatunku. Książka ukazuje w sposób bardzo wyraźny różnice kulturowe, co stanowi nowość. Fani lekkich lektur nie będą zawiedzeni.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.