„Bo w teatrze życia nie ty wyznaczasz partie i nie ty piszesz role. Nie ty przewidujesz myśli i kierujesz biegiem dat, zwalniając lub przyśpieszając czas w odpowiednich momentach,. Jesteś marionetką w rękach przeznaczenia, które nie jest okrutne, choć czasami nazywają go bezdusznym. Patrzący przez pryzmat słów nie rozumieją, że ono jest po prostu... niezmienne”.
Nina Reichter to polska debiutancka pisarka, której pierwsza powieść pojawiła się w księgarniach w marcu tego roku. Niedawno, bo niecałe dwa miesiące temu ukazał się drugi tom historii, którą pokochali czytelnicy. Autorka jest z wykształcenia prawniczką. W przygotowaniu już trzecia część tej opowieści, ale czy ostatnia?
Strzał z pistoletu na koncercie – to ostatnie wspomnienie Ally z opłakanego w skutkach koncertu Bradina. Jej świat runął w gruzach… Następują najgorsze chwile – czekanie, aż chłopak obudzi się ze śpiączki. Gdy to w końcu następuje, Bradin z maską na twarzy wyrzuca All z sali… Jak się okazuje, myśli, że dziewczyna potajemnie spotykała się z jego bratem, Tomem. Nie daje jej wytłumaczyć, co tak naprawdę zaszło. Odtrącenie chłopaka, którego się kocha, wywołuje cierpienie ból i pustkę… Dodatkowo jeszcze po chwili szczęścia boryka się z drugim odtrąceniem.
Dziewczyna jednak podnosi się dzięki swej przyjaciółce i Tomowi. Postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i nie chować głowy w piasek. Czyż porażki nie sprawiają, że człowiek staje się silniejszy? Ally zdobywa pracę, staje się niezależna i zmienia się…
Co na to wszystko Bradin?
Miłość w szponach show-biznesu i obietnice, które stąpają na cienkiej granicy między prawdą a kłamstwem.
„W rzeczywistości dawno zapomnieli, jakie to uczucie, gdy pierwszy raz dostajesz swoją szansę i nagle, w chwili kiedy zupełnie się nie spodziewasz, drzwi, do których wcześniej bałeś się choćby zapukać, stają przed tobą otworem”.
Pamiętam jeszcze, jak w wakacje czekałam na koniec sierpnia, by móc przeczytać kontynuację „Ostatniej spowiedzi”. Nie bez przyczyny mówi się, że jest to najbardziej wyczekiwana książka roku, gdyż było kilka obsunięć w terminach, które zwiększały chęć sięgnięcia po powieść. Czy i część druga okazała się bestsellerem?
Już od pierwszych stron zostajemy wprowadzeni w nastrój smutku i oczekiwania na dalsze losy, jakie napisała dla nas autorka. I już na początku historia porywa nas w swój nurt, by przy niej płakać, śmiać się i złościć. Tak, z tą książką na pewno poznamy całą paletę ludzkich uczuć. Nie ma bowiem takiej cechy czy uczucia, które nie zostałoby tu ukazane, co oczywiście jest ciekawym przeżyciem.
Fabuła książki jest naprawdę dawką adrenaliny czy przejażdżką na kolejce bez żadnego pasa bezpieczeństwa. Nie wiadomo, w którym momencie coś wybuchnie i zaskoczy nas czymś nowym. I choć historii o miłości jest na rynku dużo, ta ma w sobie coś szczególnego, co przyciąga jak magnes. A to nie jest opowieść o lukrowej miłości, tylko o uczuciu, które przez sławę i branżę biznesu może rozpaść się w drobny mak, gdy coś nie ułoży się tak, jak powinno. To historia o walce – wygra ten, kto umie odpowiednio rozdać karty.
„Wcześniej myślała, że jeżeli tylko zacznie spadać, nie trafi nigdzie indziej niż w jego otwarte ramiona. Kiedy nadszedł dzień próby zrozumiała, jak bardzo się pomyliła. Wtedy, gdy najbardziej go potrzebowała, on zwyczajnie się cofnął, a ona całym ciałem rąbnęła o beton”.
Co ciekawe i godne podziwu, autorka rozwinęła się w swych zdolnościach pisarskich. Tom pierwszy był więcej niż dobry, ale część druga to świetnie napisana książka, w której nie brakuje napięcia. Styl i język poprawiły się. A cała książka wygląda estetycznie, tak by czytelnik nie musiał gubić się w czasie i miejscu.
Bardzo zaskakującą rzeczą jest to, iż główna bohaterka nie drażni czytelnika swym charakterem, bo choć czasami uroniła kilka łez i poddawała się, potrafiła podnieść głowę i walczyć o swoje. Natomiast irytował mnie trochę Bradin – no bo ileż razy można zostawić dziewczynę, a potem jak gdyby nigdy nic powiedzieć: „przepraszam, zrobiłem błąd, wybacz mi”. To troszkę złości, ale nie jest jakimś mankamentem. Ciekawą postacią jest Tom, który potrafi rozśmieszyć swą arogancją i tupetem. A co ciekawe, poznajemy go jako chłopaka bez maski gwiazdy, a poszukującego miłości… której nie może mieć. I choć lubię Brada, Tom po prostu wygrywa tę bitwę. Można śmiało stwierdzić, że bohaterowie mają swoje unikatowe cechy, za co ich lubimy, ale mają też wady, przez które potykają się na trudnej drodze do miłości.
„Musisz się zatracić, żeby pozwolić sobie wrócić. Musisz biec szybciej, by Twój cień nigdy nie zdołał cię dogonić. Musisz upaść. Bo to koniec. Pokłoń się, gdy będziesz znikał wśród gasnących świateł”.
Mówi się, że w miłości jak na wojnie – wygrywa najlepszy. Ale gdy walka trwa cały czas, a koniec tej historii nie jest przesądzony? Miłość to przeciwnik nie do pokonania i gdy to uczucie się rodzi, nie da się go zniszczyć… przynajmniej nie od razu.
To właśnie w tej książce jest barwnym urozmaiceniem – walka. Walka o uczucie, które bywa zawodne, które nie ima się niczego. I choć może Wam się wydawać, że to kolejna nudna książka o miłości chłopaka do dziewczyny, to grubo się mylicie. To książka o szacunku, zaufaniu oraz potrzebie miłości i akceptacji.
Myślę, że autorka świetnie pokazała nam, jakie wartości w życiu są najważniejsze. Jak świat może podkładać kłody pod nogi w drodze do błogiego szczęścia i radości. W życiu nie ma lekko i to właśnie podkreśla pisarka. Powinniśmy walczyć o swoje marzenia i dążyć do ich spełnienia, nieważne, ile czeka nas niespodzianek i ile razy zboczymy z wyznaczonej drogi. Ważne, byśmy się nie poddawali, bo czasem los chce sprawdzić, czy faktycznie zasługujemy na to szczęście.
Kończąc, polecam sięgnąć po książkę i samemu przekonać się, czy mam rację. Uważam, że to świetna książka dla romantyków i marzycieli, jak i ludzi, którzy śmiało kroczą przez życie, nie bojąc się walki.
Recenzja została napisana dla portalu literatura.juventum.pl