"Kryształowa korona" to piąty i jednocześnie finałowy tom cyklu "Przebudzenie powietrza". Pisałam podczas recenzji czwartego tomu, że mam po lekturze mieszane odczucia. Cóż, tym razem jest podobnie. Z jednej strony autorka całkiem sprawnie pozamykała wszystkie rozpoczęte wcześniej wątki i za to plus dla tej części, z drugiej odczuwam pewien niedosyt. Jest on spowodowany tym, że jednocześnie autorce udało się przegadać niektóre wątki, podczas gdy inne potraktowała po macoszemu. Niektóre ważne wydarzenia aż się prosiły o rozwinięcie, a zostały potraktowane nieco po łebkach, podczas gdy inne wlekły się w nieskończoność, chociaż mogły być zakończone dużo szybciej. Niektóre fragmenty były wręcz niepotrzebne, bo nie wnosiły nic do rozwoju fabuły ani do przemiany bohaterów, a jedynie spowalniały akcję, która choć w tym tomie nadal jest dynamiczna, wydaje się nieco wolniejsza. Albo ja przyzwyczaiłam się do szybszego tempa tego cyklu i tym razem coś mi nie pasowało.
Mimo że trochę marudzę, ostatecznie jestem zadowolona z lektury. Jest to w końcu ostatni tom cyklu, zdążyłam już się bardzo przywiązać do bohaterów i ciekawiło mnie niezmiernie, jak autorka zakończy ich historię, jak wybrnie z niektórych sytuacji, w które wpakowała swoich bohaterów. Wyszło zgrabnie i satysfakcjonująco. Jak zawsze w tym cyklu, również w tej części sporo się dzieje. Kova znów nie oszczędza swoich bohaterów, jak zawsze zresztą, chociaż spodziewałam się, że tu być może trochę im odpuści. Ale nie. Co chwilę rzuca im kłody pod nogi, kolejne przeszkody do pokonania, kolejne cierpienia, ból i jeszcze więcej tragedii. Jak sobie z tym wszystkim radzą? Różnie. Ale dzięki temu nie ma nudy (no może poza tymi przegadanymi momentami, o których wspomniałam wcześniej). Przed nimi w końcu przygotowania do ostatecznej bitwy, w której spróbują odzyskać panowanie nad Cesarstwem Solaris. Zanim jednak dojdzie do ostatecznego starcia, muszą pokonać wiele przeszkód i zmierzyć się z nie lada wyzwaniami.
Kreacja bohaterów cyklu zachwyca mnie od pierwszego tomu. Przeszli naprawdę długą drogę, tak wiele się w ich życiu zmieniło i bardzo zmienili się oni sami. Spodziewałam się, że w tym tomie zastanę już w pełni ukształtowane postaci, które mają jasno ustalone priorytety i wiedzą, czego chcą. Ale i w tym tomie niektórzy zmieniają się nadal. I tę przemianę obserwuje się z prawdziwą przyjemnością. Jak zawsze, również w tym tomie nie brakuje emocji, a także niespodziewanych zwrotów akcji. Owszem, niektóre wydarzenia łatwo jest przewidzieć, nawet zakończenie wydaje się nieco naciągane, jednak są też takie momenty, kiedy szczęka z wrażenia ląduje na podłodze i nie chce się podnieść. Być może nie jest to najlepszy tom tego cyklu. Być może ja go tak odbieram, bo spodziewałam się fajerwerków, a ich nie było. Ale jest satysfakcjonujący, a epilog to już istna wisienka na torcie.
Jeśli lubicie magię żywiołów, zwroty akcji, fabułę bogatą w wydarzenia i wyrafinowane intrygi, zachęcam do przeczytania. Nie tylko tej części, ale oczywiście całego cyklu. Lektura tej jednej części i tak nie ma sensu, bo każda kolejna część wynika z poprzedniej, dlatego trzeba ten cykl czytać od samego początku. Ale warto, bo to całkiem solidny kawał młodzieżowej fantastyki.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.