„Światła portu” Sherryl Woods
wyd. Mira
seria: Kroniki Portowe
rok: 2011
str. 316
Ocena: 3,5/6
Do dwóch razy sztuka. Tak. To było motto na niedziele. Tak sobie powiedziałam i sięgnęłam po Światła portu. Jakiś czas temu otrzymałam do recenzji Smak marzeń. Tuptałam po przedpokoju wyczekując listonosza. Nie mogłam się doczekać tej książki. Tyle pochlebnych opinii. Same ochy i achy. Kiedy dotarła do mnie rzuciłam wszystko i zaczęłam czytać. Skończyło się niestety nieciekawie. Kiedy wydano Zapach żółtych róż spasowałam. Uznałam, że lepiej nie podpadać w świecie blogowym :). W kwietniu jednak pojawiły się Światła portu i pomyślałam, że może jednak warto podjąć kolejną próbę zmierzenia się z tą serią. Jak było? O tym poniżej.
Światła portu to trzecia i ostatnia część serii Kronik Portowych. Tym razem autorka w obroty wzięła męską część rodziny O’Brien. Kevin to były sanitariusz wojskowy, który stracił żonę w Iraku. Nie został jednak sam jeden na świecie. Po wielkiej miłości został mu jej jedenastomiesięczny żywy dowód. Mały Davy. To dla niego Kevin postanawia trwać. Nie poddawać się. Żyć, albo przynajmniej egzystować. Wraca w rodzinne strony, do Chesapeake Shores, gdzie ostatnio tłumnie zjeżdża cała jego rodzina, która do tej pory była rozrzucona po całych stanach. Kolejny rok to okres wycięty z życia głównego bohatera. To codzienna walka z bólem po stracie ukochanej. Codzienne kryzysy i mozolne zwlekanie się z łóżka. Wszystko dla małego szkraba, który z dnia na dzień robi się coraz starszy. Który z dnia na dzień rozumie coraz więcej. Życie Kevina zmienia się radykalnie pewnego słonecznego dnia, gdy nie zastaje w kwiaciarni jednej ze swoich sióstr – Bree. Tak trafia do właśnie szykowanej do otwarcia księgarni, której właścicielką jest Shanna Carlyle. Kim stanie się dla Kevina ta kobieta? Jak potoczą się ich dalsze, być może wspólne losy? Jaką tajemnicę skrywa kobieta? Na te pytania odpowiedzi znajdziecie w książce „Światła portu” Sherryl Woods.
Niestety nie mam się czym pochwalić. Nie mogę Wam powiedzieć, że poprzednim razem się pomyliłam. Nie mogę stwierdzić, że Światła portu to lektura, jakich mało, że każdy powinien ją przeczytać, że niesie za sobą niezwykłe przesłanie. Muszę być uczciwa i stwierdzić, że ta powieść mnie nie powaliła. Nie jest jednak tak, że jest ona złą powieścią. Wręcz przeciwnie. Jest zwyczajnie prosta. Nie trzeba sobie nad nią łamać głowy. Nie trzeba się zastanawiać, co będzie dalej. Nie ma potrzeby myśleć o tym, czy bohaterom się uda. Bo od początku wiadomo jak cała powieść się skończy. I to w tej książce jest dobre. To taka typowo letnia lektura, którą zabiera się na plażę i czyta w chwilach całkowitego relaksu. Czyta się ją nie po to, by nas zmieniła, ale po to, by coś robić. Wydaje mi się, że do takich celów została stworzona i takim ona służy. Jedyny problem polega na tym, że ja z tego typu książek już wyrosłam. I że na plażę wolę zabrać dobry kryminał albo powieść psychologiczną. Męczy mnie czytanie o oczywistościach i traktowanie czytelnika jak osobę, która nie jest w stanie wyciągać podstawowych wniosków. Męczy mnie podawanie wszystkiego na złotej tacy i to pod sam nos. Oczywiście chcę znać odpowiedzi, ale chcę móc je odszukać samodzielnie, choć w minimalnym stopniu. Czy to źle? Nie wydaje mi się. Nie sądzę jednak również, by złym postępowaniem była chęć otrzymywania wszystkiego na tej przysłowiowej złotej tacy. I właśnie takim osobom polecam tę książkę. Polecam każdemu, kto przy lekturze ma ochotę wyłączyć umysł i odpocząć psychicznie. Dla takich osób – satysfakcja gwarantowana :).