„Miecz Kaigenu” to książka, która chodziła mi po głowie od jakiegoś czasu. Piękne wydanie dodatkowo zachęca, aby poznać tą historię. Trzymając dzieło M. L. Wang czułam wartości, które przytaczała, zapach kwitnącej wiśni, prawdziwe demony powieści są niepokojąco znajome, propaganda, militaryzm, czy nierówności społeczno-ekonomiczne. Nie czekałam zbyt długo i zaczęłam ją czytać, oddając temu zajęciu każda wolną chwilę, dzięki czemu stałam się częścią historii. To brutalna, pełna niepokoju, intensywna, rozgrzewająca serce, satysfakcjonująca opowieść fantasy. Napisanie tej recenzji zajęło mi trochę czasu, nawet w tej chwili zastanawiam się, w jaki sposób przekazać wszystkie uczucia, jakie towarzyszyły mi podczas lektury.
Akcja książki „Miecz Kaigenu” rozgrywa się w odległym Kaigen, pozornie zacofanej wiosce, zaniedbanej i zapomnianej, trzymającej się tradycyjnych sposobów i wartości kultury wojowników, które nie są już szanowane ani pamiętane. Główną bohaterką książki autorstwa M. L. Wang jest Misaki, kobieta, która porzuciła walczącego z przestępczością młodzieńca, aby ustatkować się w roli posłusznej żony szanowanej rodziny. Jest matką, której dni bycia wojowniczką minęły, zmaga się z poczuciem obowiązku, próbując pogodzić przeszłość z teraźniejszością. Poślubiła człowieka należącego do jednego z potężnych starych rodów. Takie połączenie potężnych rodzin poprzez aranżowane małżeństwa było tradycją przestrzeganą w celu zapewnienia ciągłości rodu. Rolą Misaki było rodzenie wielu męskich potomków. Mamoru jest czternastoletnim synem Misaki, pragnął tylko jednego, chciał zostać doskonałym wojownikiem i bronić ojczyzny. Chłopiec nabiera podejrzeń, że nie wszystko wygląda w taki sposób, jak przedstawia władza Imperium. Czy można bronić czegoś, co zbudowane jest na kłamstwie? Czy Misaki chwyci za miecz i stanie do walki?
„Miecz Kaigenu” pojawia się znikąd i skrada czytelnikowi serce, sprawi, że zostanie pochłonięty przez każdą stronę. Dużym atutem, o którym muszę wspomnieć jest rozwój postaci, duże wrażenie wywarła na mnie Misaki, poprzez wiele retrospekcji stajemy się świadkami jej przełomu. Z początku była porywczą nastolatką, następnie ta bezczelność gdzieś zniknęła, zwinęła się w kłębek ustępując pozycji dobrej żony, jak ptak hodowany w klatce, zbyt zniewolony, by latać, nawet gdy drzwi zostaną otwarte. Misaki była zmęczona i przytłoczona słuchaniem męża, ciężarem jego woli miażdżącej ją coraz bardziej, pilnowaniem swojego miejsca. To wszystko podcinało jej skrzydła, a przecież była wojowniczką, nie zabawką, nie potulną myszką. Zmiany zachodzące w Mamoru dotyczącego wszystkiego, w co wierzył, były zdumiewające. Przedstawienie jego rozwoju, w walce i determinacji w życiu, można przyrównać do znaczenia jego imienia. Oznacza ono „chronić” było czymś, co niezwykle mi się podobało, ten symbolizm chwycił mnie za serce. Bohaterowie w tej powieści uczą stawiania czoła trudnościom i jak ważne są rodzina, przyjaźń, miłość, dorosłość i rodzicielstwo w obliczu katastrofy. „Miecz Kaigenu” pokazuje, jak bardzo M. L. Wang jest utalentowaną autorką, bez wysiłku sprawia, że bohaterowie stają się wyjątkowe, prawdziwe. Niezwykle podobały mi się sceny walki, w której nie tylko zaangażowana była stal, ale także magia.