„Jazda na rydwanie” Juliana Hardego to napisana z wielkim rozmachem, licząca sobie 892 strony fascynująca opowieść, protagonistą której jest osiemnastoletni – tyle lat przynajmniej ma na początku – Robert Meissner. Choć stanowi ona bezsprzecznie przykład Dzieła przez wielkie „d”, to muszę przyznać, iż postawiona przed ciężkim zadaniem jednoznacznego zaklasyfikowania książki tej do określonego gatunku literackiego, znalazłabym się w bezsprzecznie trudnym położeniu, jako że stanowi ona fascynujący konglomerat paru gatunków. Wielowątkowość książki i jej złożoność to te czynniki, które sprawiają, że trudno jest dokładnie stwierdzić, o czym dokładnie jest – bo opowiadając o życiu jednego mężczyzny, porusza wiele istotnych tematów, takich jak miłość, konflikty i śmierć.
Julian Hardy zabiera nas w literacką podróż po świecie gdyż, jak przekonujemy się w miarę rozwoju akcji, młodzieńcowi, a później dorosłemu mężczyźnie, przychodzi podróżować po różnych częściach Europy, szansę na co daje mu rozpoczynająca się właśnie druga wojna światowa.
Nastoletniego Roberta wychowuje samotna matka – kobieta o surowym charakterze – i jedynie dzięki jego sąsiadce Anieli, jego życie jest łatwiejsze. To jednak powołanie do wojska sprawia, że życie młodego Meissnera nabiera barw, pozwalając mu na metaforyczne „rozwinięcie skrzydeł” i zdobycie zupełnie nowych, nie znanych mu wcześniej doświadczeń, między innymi romantyczno - seksualnych. Akcja „Jazdy na rydwanie”została osadzona w latach 1938-1974, tak więc czytając powieść Hardego, zostajemy niejako wrzuceni w zmieniający się na przestrzeni lat świat, świadkiem przemian którego jest obserwujący je Robert – na początku nastolatek, później dojrzały mężczyzna, któremu niejednokrotnie dane jest podejmować trudne decyzje i kształtować otaczającą go rzeczywistość.
Meissner to człowiek mający – jak każdy z nas – słabości i wady, ale i zalety, a więc bardzo ludzki w złożoności swego charakteru. Czytając o jego przygodach, zazdrościmy mu możliwości uczestnictwa w tylu interesujących zdarzeniach, o jakich my – młodsze pokolenie - uczyliśmy się w szkole na lekcjach historii. Obserwując wzloty i upadki Roberta, stajemy się w naszej wyobraźni częścią świata, jaki dawno temu już przeminął, śledząc fascynującą panoramę wydarzeń z życia protagonisty „Jazdy” i jego otoczenia. Możemy rozpatrywać je na wielu płaszczyznach. Nie można zarzucić autorowi, że nie wykonał dokładnego – bardzo dokładnego – researchu, tyczącego się życia w opisywanych przezeń czasach. Te bowiem się zmieniają, choć ludzka natura się nie zmienia – w każdej epoce istnieją te same typy ludzkie.
Robert jest zaiste interesującą postacią, ulegającą równie licznym, co pozytywnym przemianom, na przestrzeni lat. Są to przemiany tyczące się tak jego psychiki, jak miejsca na drabinie społecznej. Historia majętnego człowieka sukcesu, pracującego w brytyjskiej jednostce wywiadu, jest hipnotyzująca i przykuwająca; przyciąga uwagę każdego czytelnika – tego jestem pewna. Niesie za sobą wiele ukrytych przekazów i można się pokusić o analizowanie jej na wielu płaszczyznach. Muszę tu też dodać, że nurtowało mnie przez cały czas znaczenie samego tytułu książki – odkrywamy je dopiero pod sam koniec. Nie będę tu jednak spoilerowała, uważam bowiem, iż każdy kto pokusi się o przeczytanie tej fascynującej, wielowątkowej powieści, powinien mieć szansę odkrycia znaczenia tajemniczego tytułu samodzielnie.
Książkę charakteryzuje prosty język; akcja jest wartka i potrafi zainteresować. Do gustu przypadły mi opisy kilku państw, odwiedzanych przez głównego bohatera, mniej jednak spodobały mi się graficzne opisy jego życia seksualnego, będące w stanie wzbudzić w wielu zbyt wrażliwych czytelnikach niejaki niesmak. W powieści emocje wręcz buzują; przenosi nas ona do świata, który przeminął. Nie brak w niej tego, co lubią czytelnicy – namiętności i miłosnych podbojów Roberta. Nie wiem czy pozostanie on w pamięci innych czytelników, ale wiem jedno na pewno – w mojej pozostanie na pewno. Polecam „Jazdę na rydwanie” każdemu.