Bartek Sabela opisał Saharę Zachodnią, ostatni skolonizowany kraj w Afryce. Ma tam się odbyć referendum nadzorowane przez ONZ, ale się nie odbywa, bo ONZ czeka już od 1991 roku. Maroko ciągle wwozi swoich osadników, a więzi i torturuje Afrykańczyków.
Każda część rozpoczyna się wierszem saharyjskiego poety i opisem kolejnych etapów parzenia herbaty, czynności ukochanej przez beduinów.
'Z wiatru przychodzisz/I w wiatr odchodzisz/Obcy jak ulotne ziarno piasku' Hamza Lakhal.
'Sahara,/Bracia moi,/się nie sprzedaje' Salama Fatma Brahim.
'Jeśli śmierć niesie ciebie... niesie także i mnie,/Bo jestem na ścieżce życia razem z tobą'. Na'ana Labbat El-Rachid
Parzenie herbaty również odbywa się w trzech etapach. Każdy z nich autor kończy stwierdzeniem 'Saharyjczycy mówią..'
Cz. 1: 'Saharyjczycy mówią, że jest gorzka jak życie'.
Cz. 2: ''Saharyjczycy mówią, że jest słodka jak miłość'
Cz. 3: 'Saharyjczycy mówią, że jest łagodna jak śmierć'.
Autor po tych poetyckich wstępach, oddających naturę Saharyjczyków, czyli narodu będącego przedmiotem tej książki, opowiada o tym, co widział podczas swoich pobytów w mieście El Aaiun i w obozach dla uchodźców. Opowiada o tym, jak musiał ukrywać cel swojego pobytu, żeby w ogóle wjechać, o kontroli na granicy z Marokiem, o tajniakach i śledzeniu turysty, czy oby nie jest dziennikarzem. Opowiada o rozmowach ze swoim gospodarzem i różne historie ludzi, którzy przetrwali demonstracje i lata więzienia i tortur jako karę za te demonstracje, o więzieniach, gdzie torturuje się ludzi, sposobami wymyślniejszymi niż Gestapo na Pawiaku! i to kilkaset metrów od siedziby ONZ! Pobyt w tym mieście i fotografowanie jest ograniczone przez konieczność ukrywania się przed tajniakami, którzy mogą zabrać aparat, zniszczyć go. Ale i aresztować, czemu zresztą dali wyraz zabierając autora na posterunek. W części drugiej i trzeciej autor jedzie do Algierii do obozu uchodźców, najpierw do dawnych bojowników o wolność Sahary, a potem do 'zwykłych' uchodźców, z rodzinami, dziećmi, którzy latami siedzą tam i czekają aż ich kraj będzie wolny. W międzyczasie uczą swoje dzieci, słuchają audycji i piją herbatę. Czekają na upragnione referendum.
Autor przeplata rozdziały reporterskie o tym co widział i o czym rozmawiał rozdziałami historycznymi, w których opowiada o dziejach tego kraju. I wygląda to naprawdę niesamowicie. Teren, który przy podziale łupów przez Bismarcka oddano Hiszpanii na pocieszenie, bo nie zawierał nic wartościowego, więc nie chciały go kraje potężniejsze, a więc Francja, Wielka Brytania, Niemcy, Belgia. Nagle odnaleziono tam fosforyty. Okazało się też, ze są tam ryby i całkiem żyzne tereny, lepsze niż w sąsiednim Maroku. Po różnych kolejach losu kontynentu Afryki, po dekolonizacji okazało się więc, teren ten jest jednym z najbogatszych w regionie, o bardzo wysokim dochodzie na osobę, ale co więcej, o fosorytach, co jest na rękę każdego. Bo to czysty pieniądz.
Podczas dekolonizacji tego kraju Hiszpania miała swoje problemy, a potęgę w regionie uzyskało Maroko, które zapragnęło fosorytów, pól i ryb. Stąd wynikł wieloletni konflikt. Sabela opisał walkę Saharyjczyków o swój kraj, zakończoną najpierw uznaniem kraju przez wiele z członków ONZ, potem wycofanie uznania niepodległości, przyznanie mu członkostwa w Unii Jedności Afrykańskiej, następnie o referendum. Które od roku 1991 roku się jeszcze nie odbyło. I w praktyce wygląda to tak, że na mapie (przynajmniej na mojej polskiej mapie) kraj nazywa się 'Sahara Zachodnia', a w praktyce jest to kraj okupowany przez Maroko, z marokańskimi strażnikami granicznymi, z marokańską policją itd. Nawet nazwy są różne, i uzależnione od polityki. Pisze o tym autor na stronie 250. Oto nazwy przez Maroko: 'Prowincje południowe' 'Sahara Marokańska'. Natomiast Saharyjczycy mówią 'Terytoria Okupowane', a na wschód od muru 'Terytoria Wyzwolone'.
Podsumowując, Sabeli udało się pokazać bardzo sugestywny obraz kraju, który potrzebuje rozwiązania swojej sytuacji przez gremia międzynarodowe, potrzebuje zajęcia się sprawami tortur i więzień, potrzebuje oddania ziemi swoim mieszkańcom, przebywających tysiącami na pustyni Algierii, a nie tylko doraźnej pomocy humanitarnej. Saharyjczycy chcą pracować we własnym kraju. Samych Saharyjczyków pokazał jako ludzi inteligentnych, poetyckich i romantycznych, bardzo cierpliwych i pomimo wszystko wierzących w rozwiązanie ich sprawy pokojowo. Szkoda mi było, że nie usłyszałam relacji z drugiej strony, że nie znamy opinii Maroka na tę sprawę.