Na pierwszy rzut oka książka która w żaden sposób nie woła do mnie „Przeczytaj mnie”, a wręcz przeciwnie. Na pewno, chcielibyście spytać dlaczego?.
Po pierwsze okładka, wiem dla okładki książki nie kupujemy, jednak mnie się ona kojarzy z psychodelicznym snem szalonego kubisty i wywołuje odruch lekko wymiotny.
Po drugie – dwóch autorów – jakoś nie mam przekonania do kooperacji, zwykle nie są zbyt udane. Kooperacja dwóch krytyków literackich Marty Mizuro i Roberta Ostaszewskiego.
Z zasady nie oceniam jak nie spróbuję, więc zabrałam ją ze sobą w celu przeczytania, po za tym jestem ostatnio, na owo odkrywam polska literaturę współczesnego pokolenia, i nie mogłam sobie odpuść tej pozycji.
Historia dzieje się w Krakowie. Gdzieś przeczytałam, że Kraków i Wrocław to idealne miasta dla umiejscawiania w nich akcji kryminałów. Coś w tym jest. Duet autorski też krakowsko – wrocławski.
Na początek ginie dwudziestodziewięcio letni krakowski informatyk, nazwany pieszczotliwie przez służby policyjne „wielorybkiem”. Stroniący od ludzi, sierota bez rodziny wydawało by się , że nie powinien mieć wrogów. Komu więc przeszkadzał?? Potem ginie uduszona własnym warkoczem nauczycielka. Fakt podobno zołza niesłychana, ale zaraz zabijać i do tego jej własnym warkoczem?? Z pozoru nic ich nie łączy, poza chusteczka haftowaną, podpisem mordercy, a to jeszcze nie koniec trupów.
Śledztwo prowadzi nietuzinkowy komisarz Gajewski – miłośnik nowinek ze świata mody mino, ze stać go tylko na ich oglądanie. Rosły, wysportowany , a mimo to pod pantoflem swojej filigranowej żony, która w ramach kary za jego przewiny każe nosić mu krawat z bałwankami. Do tego w drużynie ma niestroniącego od alkoholu podkomisarza Srokę i przystojną aspirant Beatkę.
Co dalej niech czytelnik sam się przekona.
Teraz nie o treści tylko o jakości.
Kryminał z jajem, zawierający spora dawkę czarnego humoru. Nawiązania do zdarzeń z tabloidów idealnie pozwalają nam określić czas w jakim historia się dzieje. Mnie z takich naprowadzeń najbardziej chyba rozbroił „ziobrofon”. Parafrazy ze znanych dzieł literackich czy otaczających nas wydarzeń, idealnie wpasowane w treść jakby właśnie tam zawsze było ich miejsce. Świadczy ty o ogólnej znajomości literatury przez autorów – na ale jakże by nie skoro to krytycy literaccy – oraz otwartości na otaczający świat.
Duży plus ode mnie za sposób w jaki zostały przedstawione służby policyjne. Przedstawieni zostali jak normalni ludzie którymi są, bez naleciałości w kierunku Chucka Norirsa, który sam załatwi cała przestępczość, czy popadania w druga skrajność, gdzie policjant nie uważany jest za zbyt inteligentnego. Ponadto plus za nazywanie po imieniu rzeczy bez zbędnych „politycznie poprawnych” udziwnień, czyli tak jak na co dzień się wyrażamy.
Troszkę przeszkadzał mi nadmiar dookreśleń. Fakt, iż dowcipnych, jednak spokojnie można by było obdzielić nimi jeszcze jedną książkę.
Trzeba przyznać, bardzo interesujący debiut, oby tak dalej. Co prawda do mistrzów klasyki jeszcze drogi trochę zostało, ale mam nadzieje, ze na tym ten duet nie zakończy swojej przygody z kryminałem.