„Melodia zapomnianych miłości” to druga książka Doroty Gąsiorowskiej, jaką miałam przyjemność przeczytać. Po „Obietnicy Łucji” byłam oczarowana stylem pisarki, a teraz, świeżo po lekturze „Melodii”, jestem przekonana, że pióro jest przeznaczeniem Gąsiorowskiej. Jak mówi jeden z jej bohaterów: „Człowiek nie może się wyrzec tego, co kocha, bo wtedy staje się nikim, imitacją samego siebie.” Pani Doroto, niech Pani nigdy nie wyrzeka się pióra!
Bianka to trzydziestoletnia nauczycielka gry na skrzypcach. Wraz z ojcem, również muzykiem, mieszka w małym poznańskim mieszkaniu. Po chorobie i śmierci matki, ta para była zmuszona, aby opuścić rodzinny dom, mieszczący się na poznańskiej starówce. To właśnie problemy finansowe Zamojskich sprawiają, że pewnego dnia Bianka postanawia przyjąć ofertę pracy u kobiety o mrocznym usposobieniu. Dziwna umowa obejmuje pobyt dziewczyny w rodzinnym domu pracodawczyni w Kazimierzu Dolnym. Nie wiemy, jaka jest treść niemal piekielnego paktu, który podpisała młoda kobieta, ale ma on coś wspólnego z jej niewidomym synem. Samuel, bo o nim mowa, po tragicznym wypadku stracił wzrok, ojca i... wszelką wiarę w siebie. Bianka z wiśniowym futerałem pod pachą, w którym spoczywają tajemnicze skrzypce jej babki Walentyny, wybiera się na drugi kraniec Polski, aby... no właśnie, na pewno by wypełnić umowę, ale nieoczekiwanie przed dziewczyną otwierają się wrota do przeszłości jej babki.
Przeklęte skrzypce babki Walentyny są narzędziem, które może pomóc Biance wypełnić jej misję. Może, ale czy tak się stanie? W mrocznym domu rodziny Klary Czajkowskiej każdy zdaje się mieć swoje tajemnice. Jak się okazuje muzyka potrafi zarówno budować, jak i niszczyć. Ten uniwersalny środek wyrażania uczuć może być tym, który porwie wrażliwe serca, ale czy we właściwym kierunku? Tutaj, na kartach najnowszej powieści Doroty Gąsiorowskiej, rozgrywają się dramaty, uniesienia i zapach międzypokoleniowych sekretów, skryty w sercu drewnianych skrzypiec Bianki. Jeśli dodać do tego przepiękne opisy przyrody, którymi czaruje Gąsiorowska, mamy przed sobą powieść, od której trudno się oderwać.
Magia, to jedyne słowo, które przychodzi mi na myśl za każdym razem, gdy sięgam po twórczość Doroty Gąsiorowskiej. Nie umiem do końca jej uchwycić, ani sprecyzować, ale ona tam jest, czai się pomiędzy stronicami „Melodii zapomnianych miłości” i kusi słodkimi dźwiękami muzyki klasycznej oraz aromatem świeżo zerwanych winogron.
„Ciemność i światło... (…) Czyż nie tym właśnie jest życie? Odwiecznym tańcem przeciwieństw, poznawaniem, ścieraniem się dobra ze złem. A wybór należy do nas.” Istotnie, dramat i piękno naszego życia polega na wielokrotnym wybieraniu światła lub ciemności. Gdyby ten wybór był jednorazowy, jakże o wiele prościej byłoby nam żyć. Prościej, ale czy piękniej?