Powstanie Warszawskie to temat rzeka, podobnie zresztą jak wszystkie dotyczące wojny, który za każdym razem ujęty jest inaczej. Najczęściej są to reportaże lub wspomnienia z tamtego okresu, a tymczasem według mnie najlepszym punktem wyjścia dla opowiedzenia prawdziwych wydarzeń z Powstania jest relacja osób, które tam były, naocznych świadków i jego uczestników. "Made in Poland" to właśnie taki wywiad, bardzo długi, szczegółowy i szczery, udzielony przez Stanisława Likiernika, żołnierza Kedywu. Nie owija on w bawełnę, nie próbuje przedstawić faktów w pozytywnym świetle, nie ukrywa tego co go denerwuje, czego nie znosi i nie akceptuje. Ukazuje prawdziwe oblicze walk i śmierci, nieodłącznych towarzyszy wojny. Likiernik brał udział w najważniejszych akcjach sabotażowych, wykonywał też wyroki sądu podziemnego. W czasie powstania walczył na Woli i Czerniakowie, oraz Starym mieście. Wielokrotnie odnosił rany, został odznaczony orderem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych. Po wojnie wyjechał do ojca do Francji, gdzie mieszka do dziś wraz ze swoją rodziną.
Likiernik rozpoczyna swoją historię już od dzieciństwa, kiedy jego życie przypominało sielankę. Jego ojciec uczył go czym jest honor, dyscyplina i zasady. Już wtedy interesowały go wojskowe sprawy i tak już pozostało. Mimo to, bycie żołnierzem choć niosło ze sobą wiele pozytywnych dla niego zalet, nie było wolne od wad. Śmierć, niebezpieczeństwo, brak stabilności i perspektyw na kolejny dzień, sprawiały, że zawód ten przestawał być jedynie przyjemnym wyobrażeniem z dzieciństwa. Wielokrotnie musiał zmierzyć się ze śmiercią przyjaciół i towarzyszy, strachem o rodzinę, a także siebie samego. Co ciekawe, do tej pory Likiernik głośno przyznaje, że jest wielkim przeciwnikiem Powstania i uważa je za błąd i klęskę. Z drugiej jednak strony, zwykli obywatele czy żołnierze nie mieli wpływu na decyzję o jego powstaniu, a mimo to wszyscy stanęli w obronie kraju, za co należy im się szacunek i pochwała. Najbardziej zdziwiła mnie jednak wypowiedź byłego żołnierza na temat dzisiejszych rekonstrukcji wojennych, bardzo częstych i hucznie urządzanych na wielu pokazach. Jest on przeciwnikiem takich imprez i uważa je za zbyteczne i absurdalne. Według niego ludzie udający dawne wydarzenia, które były przecież bardzo trudne i bolesne, a także widownia jedząca i śmiejącą się w tym czasie na widok rekonstrukcji, to zjawisko niestosowne i trudne się po części z nim nie zgodzić. O ile literatura historyczna i przedstawianie historii w prasie i telewizji to zabiegi niezwykle potrzebne, o tyle rekonstrukcje są już bardziej próbą zrobienia rozrywki z czegoś, co powinno być szanowane i zapisane w pamięci każdego z nas. Nie da się przecież odtworzyć strachu, cierpienia i bólu, a także śmierci, obecnych w sercu każdego walczącego i zwykłego obywatela. Próba pokazania tego dzisiaj, na pięknie wykoszonych trawnikach w otoczeniu roześmianej i beztroskiej widowni, jest więc moim zdaniem poniekąd upokorzeniem pamięci prawdziwych zdarzeń.
Jak wszystkie tego typu lektury, także i ta jest trudna emocjonalnie i każdy "przetrawia" ją na swój sposób, wyrabia sobie własną opinię. Rozumiem tok myślenia i ocenę Stanisława Likiernika, jednak nie ukrywam, że z mnóstwem jego sądów się kompletnie nie zgadzam, wielu jego czynów nie akceptuję i nie popieram. Mimo to zaciekawiły mnie jego losy, oraz to w jaki sposób ułożył sobie życie już po wojennej zawieruszy, dlatego też polecam wszystkim osobiste zapoznanie się z jego historią.