Paul Horn jeden z agentów Specjalnej Agencji Wywiadowczej dostaje zadanie, ma nakłonić byłą agentkę do dalszej współpracy. Początkowo napotyka na opór, ale później kobieta zgadza się, warunkując powrót od uwolnienia z więzienia jej znajomego. Niestety sprawy się komplikują, ślub Lukrecji i zadanie do wykonania już nie wygląda tak jak je zaplanowano. Kto pociąga za sznurki, kto jest winny i o co tak naprawdę chodzi Lukrecji.
Książki z gatunku sensacja czytam dość rzadko, nie ukrywam oczekuję w nich bohaterów innych niż w kryminałach czy thrillerach, dopuszczam super niezniszczalne postacie, których kule się nie imają, a ich akcje, chociaż czasami absurdalne się sprawdzają. Tutaj mamy innego typu bohaterkę, która dąży do wybranego celu, nie znamy tego celu na początku, dopiero pod koniec książki autorka zdradza nam zamiary tytułowej Lukrecji. Cały czas jesteśmy zwodzeni, pojawiają się poszczególni bohaterowie, aby później nagle znikać i znów zabawa rozpoczyna się od nowa. Niestety mimo tych plusów historia mnie nie wciągnęła. W sumie nie wiem dlaczego. Pisarka ma lekkie pióro, mimo debiutu pisze dobrze, wprowadzając niebanalne postaci, tylko z tego nic nie wynika. Szef mafii, szef SAW, prokurator, adwokat, agent i sama Lukrecja opisani bardzo dobrze, mamy zawarte ich częściowe życiorysy, powiązania, działalność, ale niby wszystko połączone i poszczególne części się super czyta – ale nagle te osoby znikają na skutek zbrodni czy działalności innych i nic z tego nie wynika dla całości. Nie chcę zdradzać fabuły, oczywiście wszystkie te postaci mają dużo wspólnego z działaniami samej Lukrecji i jej celem, ale ja miałam wrażenie, że jak znikały to całość się kończyła. Dla mnie samej postacie były nietuzinkowe, ciekawe, charakterystyczne, co zapowiadało niezłą historię i tutaj jest zgrzyt. Całość banalna, jakby już autorce zabrakło serca do wymyślenia bardziej intrygującej fabuły. Mimo, że nie jestem specem od sensacji tutaj nie było tego efektu „wow”. I zakończenie, którego nie ukrywam nie lubię, widać, że może, a nawet musi być ciąg dalszy. Kiedy autor pozostawia mi niedosyt, niedokończoną wymowę zakończenia, ja nie narzekam, bo sama mogę sobie wymyślić jakby było według mnie – tutaj mamy wątki niby zaczęte, a niedokończone – czeka nas część druga.