"Raz ujawnione tajemnice sieją zamęt podobny do wojny. Burzą mury, niszczą więzi, podkopują fundamenty. Osłabiają moralne, zwracają przeciwko sobie ludzi, sprawiają, że człowiek chce się zamknąć na cztery spusty w bezpiecznej kryjówce i udawać przed całym światem, że nie istnieje."
Już dawno żadna powieść nie zostawiła mnie w takim zawieszeniu jak powieść Aleksandry Rak "Niełatwe powroty". Tym bardziej cieszyłam się, że wreszcie będę mogła rzucić wszystko i na nowo udać się w Bieszczady, do pensjonatu. Tak bardzo ciekawiło mnie co słychać u sióstr. Czy wreszcie spróbowały być ze sobą a nie tylko obok? Czy sielskie otoczenie sprawi, że każda z dziewczyn da radę zmierzyć się ze swoimi problemami ale także będzie oparciem dla tej drugiej?
Patrycja po toksycznym związku boi się zaangażowania. Nowa relacja z Sewerynem zdaje się być tym czego kobieta potrzebowała jednak jest coś, co stanie na drodze ku szczęściu.
Martyna jest w nieplanowanej ciąży z człowiekiem, którego szczerze zaczyna nie znosić. Trwanie z nim w związku nie wchodzi a grę, ale czy zatem samotne macierzyństwo będzie lepsze? Klaudia chce wierzyć, że jej kochanek rozwiedzie się i razem stworzą szczęśliwą parę. Tylko czy można budować szczęście na cudzym nieszczęściu? I czy faktycznie jest tak, że ten facet wart jest zainteresowania? Może gdzieś, może nawet całkiem niedaleko, jest ktoś wartościowy.
Sielskie miejsce jakim jest Zielone Wzgórze Równi jest świadkiem prawdziwych dramatów i dylematów. Każda z sióstr dźwiga swój bagaż. Pod każdą uginają się nogi, bolą plecy i ramiona ale jednocześnie żadna nie chce pomocy. Nie wiem tylko, czy to nie chce jest odpowiednim słowem. Ona rozpaczliwie pragną pomocy, każda jedna, ale też żadna o nią nie prosi. Patrycja jest najstarsza i mam wrażenie, że chce być tą, która da radę wszystko sama rozwiązać. Na każdy przecież problem znajdzie się jakieś rozwiązanie, tylko trzeba odpowiednio do tego podejść. Martyna zachowuje się odpychająco. Jest wredna i wyniosła ale to tylko zbroja. Okopała się swoim murem bo już wystarczająco została zraniona i nie chce kolejnych ciosów. Jej kolce to tak naprawdę atrapa ponieważ pod nimi kryje się kobieta samotna i pragnąca uczucia. Klaudia jest najmłodsza lecz mimo wieku nauczyła się sama sobie radzić i każdą wyciągniętą w jej stronę rękę odtrąca. Chyba już tak dla zasady.
"Czasami nie mówiąc o pewnych rzeczach, budujemy złudne wrażenie, że nie mamy z niczym problemu."
Ile to razy, na zadane pytanie "jak leci?" lub "co słychać?" odpowiadamy - dobrze, w porządku. To takie bezpieczne, bo nie generuje kolejnych pytań. Wszystkie trzy siostry właśnie tak robią. Każda twierdzi, że jest dobrze chociaż tak naprawdę przestają sobie radzić ze swoimi problemami. O ile łatwiej byłoby gdyby tylko umiały schować dumę do kieszeni.
Za każdą z sióstr trzymałam kciuki. Każdej kibicowałam i czekałam kiedy to wreszcie uda im się otworzyć na siebie. A kiedy było już o krok od spokoju okazywało się, że był on tylko pozorny a bieszczadzka cisza okazywała się ciszą przed burzą. Wierzcie mi, autorka wcale dziewczyn nie oszczędza.
Każda z sióstr jest jak kolor. Dopiero razem tworzą spójny obraz. Czasami na nim pojawi się jakaś skaza, czasami wyjedzie się poza ramy ale jednak dopiero całość możemy podziwiać.
Polecam tę emocjonalną powieść, w której wszystkie trzy siostry stoją przed ważnymi dla siebie życiowymi decyzjami. To naprawdę wielka umiejętność przykuć uwagę czytelnika tak, że odłoży książkę dopiero wtedy, kiedy zobaczy ostatnią stronę.