Czasem zastanawiam się, czy można poznać człowieka po zaledwie kilku dniach. A dokładniej rzecz ujmując, czy dziesięć dni wystarczy na poznanie kogoś, kto jest nam bliski, lecz z kim mamy możliwość „spotkania się” dwa razy w roku. Spotkania, pod warunkiem, że tego chcemy. Cóż, przypuszczam, że odpowiedź na to pytanie zajęłaby nie jednemu z nas pół dnia, jeśli nie cały. Inaczej owo spotkanie przebiega z kumplem, inaczej z babcią, a jeszcze inaczej z rodzicem, czy z własnym ojcem, którego się … nie lubi, nie znosi, i którego ma się dość. Z ojcem, który irytuje i którego przestało się kochać lata temu.
Taka sytuacja ma miejsce w powieści „Klauzura ojca” Jonasa Hassena Khemiriego. Ojciec przylatuje do swojego dawnego mieszkania, które podczas jego nieobecności syn zamienia w biuro pracy. Tak się dzieje dwa razy w roku na okres kilku dni zaledwie. Jednak po jego wyjeździe brud, jaki spowija całe lokum syn musi notorycznie uprzątać, mieszkanie jest jednym wielkim bałaganem. I to właśnie on staje się przyczyną konfliktu między nimi, to właśnie on stanowi źródło gniewu i wściekłości, zarówno wewnętrznego, jak i okazywanego na zewnątrz. Syn nie cierpi własnego ojca. Zmusza się do jego towarzystwa z racji odwiedzin wnucząt i owej dawno spisanej klauzury mieszkaniowej. Czy coś ich łączy prócz tego? Chyba jeszcze geny, których nic i nikt nie oszuka. Bo jak wynika z treści, tych dwóch dorosłych mężczyzn wszystko praktycznie dzieli, odsuwa od siebie, dystansuje. Są sobie wręcz obcy. Nie mają o czym rozmawiać, poza wnukami nie mają powodów do spotkań, nie mają wspomnień, które choćby na chwile podtrzymywałyby rozmowy. Nic. Ojciec jest schorowany, surowy, zmęczony sobą i życiem, lecz przed synem gra sztywnego i pozbawionego uczuć faceta. Syn zaś zachowuje się podobnie, acz udaje indywidualistę i pewnego siebie, odpowiedzialnego człowieka. Tych dwoje to dwie wyspy jednego świata, które tkwią w wybranych przez siebie miejscach, jak w komfortowych schronach. Ich myśli, czy wzajemne (możliwe do przeprowadzenia) rozmowy toczą się jedynie w umysłach, usta zaś cedzą tylko złość i obrazę. Brak uczuć, brak bliskości, brak szacunku. Nie inaczej jest z córką, która o ojca prawie nie dba. Ma go, jednak ich relacja także pozostawia wiele do życzenia, do życzenia i reperacji, a tej nikt nie chce przedsięwziąć. Bo i po co? Czy jest sens naprawiać coś, co się popsuło lata temu?
W „Klauzurze ojca” nie pada żadna konkretna nazwa miasta, nie pojawiają się imiona bohaterów, brak tradycyjnie rozpisanych dialogów. Tu tekst jest zwarty i jednolity, niemniej jednak jego przepływ i sposób prowadzenia stają się tym, co jest tu bardzo na miejscu. Taki zabieg pisarza sprawił, że w powieść się – dosłownie – wchodzi, że wnika się w słowa, które przeszywają wnętrze. Nie sposób uwolnić się od tekstu, który pozostaje w umyśle i non stop do niego powraca. Przypomina o sobie. Kreacje bohaterów są tak realistyczne, tak wyraziste, że prawie realne. To obraz nas samych. Ludzi, którzy szarpani własnymi rozterkami zamykamy się na innych, ludzi, którzy barykadują się w samotniach własnych problemów. Ludzi nie dających sobie pomóc, ale i nie wyciągających pomocnych dłoni do tych, którzy tego potrzebują. Wszystko jest obok. Krok z tyłu. Nasze emocje nie idą w jednym szeregu z innymi. Jesteśmy sami.
Jonas Hassen Khemiri obraz człowieka ujął w prostej powieści, dając nam tym samym lustro złości, ale i śmiechu, goryczy, ale i słodkości. Człowiek to przecież mieszanka wszystkiego, a jaki obraz służy temu najlepiej, jeśli nie lustrzane odbicie? Patrz na innych i wyciąg wnioski – podpowiada autor. Rodzina istnieje na papierze, na zdjęciu nie zawsze, a w codzienności to już rzadko kiedy. Fabuła „Klauzury ojca” sprawia, że zżyty z książką zaczynasz skanować siebie samego. Podejmujesz się laboratoryjnej wręcz analizy żywionych przez siebie uczuć, namiętności, czy wypowiadanych słów. Zadajesz sobie wiele pytań i nie uciekasz od odpowiedzi, nie wieszasz ich w próżni. I chyba to świadczy o sile tej książki. Takie powieści to dla mnie wieczne źródło poszukiwań. Mocne teksty, które wchodzą we mnie sprawiają, że nie mogę się od nich odseparować, że żyję nimi, a one we mnie. Takie książki pamiętam przez lata i do nich powracam. Nie inaczej będzie z tą.
dziękuję SZTUKATER