Thora Gudmundsdottir ma trzydzieści kilka lat, jest po rozwodzie, wychowuje dorosłego już syna i córeczkę. Jest prawnikiem i pewnego dnia otrzymuje od banku, w którym pracuje jej partner, pewne nietypowe zlecenie.
Musi zbadać czy uzasadnione są roszczenia zgłaszane przez firmę Arctic Minig, o odszkodowanie z powodu niedotrzymania terminu. Wynajęta przez AM spółka wiertnicza, miała przeprowadzić na terenie bogatym w molibden, odwierty, miała przygotować podłoże do zbudowania tam kopalni. Jednak prace nie zostają dokończone. W październiku 2007 ginie tam w tajemniczych okolicznościach Oddny Hildur, geolożka, członek ekipy – nigdy nie odnaleziono jej ciała. Kilka miesięcy później znika również dwóch mężczyzn, a kolejnych dwóch ze strachu opuszcza miejsce pracy z obietnica nie wracania w to straszne i przerażające miejsce. Straty finansowe mogą być wielkie, dodatkowo tajemnicze zniknięcia członków załogi, okrutny klimat wschodniego wybrzeża Grenlandii, w której to surowym klimacie odwierty były podjęte, sprawia, że Thora zaintrygowana wydarzeniami, wraz z sześcioma innymi osobami podejmuje wyzwanie i postanawia dowiedzieć się co też wydarzyło się w bazie Bergtaekn.
Nie tylko samo miejsce jest niespodzianką. Po przyjeździe okazuje się, że baza jest całkowicie odcięta od świata, nie działają telefony, nie działają samochody i skutery śnieżne. Każda kolejna noc przynosi jakieś nowe zatrważające wydarzenia i odkrywa bolesną i trudną prawdę. A pomocy nie ma właściwie znikąd, bo Ci co przebywają w bazie zdani są tylko i wyłącznie na siebie, miejscowa ludność, bardzo wrogo nastawiona, trzyma się od tych terenów z daleka, wierząc, że to przeklęte miejsce i przeklęta ziemia.
Powoli zaczyna się wyłaniać historia poprzedniej ekipy, która siedząc zamknięta przez wiele miesięcy, nie uniknęła wewnętrznych konfliktów i sporów. Nie udało się to również ich następcom. Mała społeczność zamknięta w niedużym pomieszczeniu nie potrafi ze sobą właściwie funkcjonować. Brak swobody, klaustrofobiczny klimat, poczucie zagrożenia, szalejąca wyobraźnia i izolacja sprawiają, że z czasem z każdego wychodzi wrogość, agresja i uprzedzenia. Tłumione ukrywane emocje, silne przeżycia związane z tym, co zaszło, jak również z niepewną przyszłością ujawniają prawdziwe oblicza, najgorsze instynkty i doprowadzić mogą do prawdziwego szaleństwa.
Co mi się bardzo podobało? Samo umiejscowienie akcji na Grenlandii. Prawie całkowicie wyludniony teren, surowy klimat, nieprzeniknione ciemności, głębokie śniegi, mordercze warunku jednym słowem. Miejsce przeraża swoją niedostępnością i nieprzystępnością.
Doskonała podstawa na umiejscowienie tam akcji. To największa chyba zaleta tej powieści. Lubię taką atmosferę.
Dużo jest w tej powieści wierzeń i kultury, obyczajowości autochtonów. Autorka doskonale oddała tło społeczno – obyczajowe. Każdy dzień, postępowanie mieszkańców Grenlandii kierowane jest wierzeniami i tradycjami wywodzącymi się z dość dramatycznej historii Inuitów. Ci z mieszkańców, którzy związani są bezpośrednio ze sprawą są dość ciekawie i szczegółowo opisani.
Czytając Lód w żyłach w pewnym momencie myślałam, że znam rozwiązanie zagadki, i nie spodobało mi się. Poczułam zniechęcenie ale wtedy akcja potoczyła się inaczej, niż bym to przewidywała i znowu udało się autorce mnie zaintrygować.
To dobra powieść, choć oczekiwałam lepszej, przyznaję. Akcja nie pochłaniała mnie, nie wciągała tak, że nie mogłam się oderwać, a tego wymagam od dobrego kryminału.
Czegoś mi zabrakło i trudno mi to nazwać.