Tam gdzie są ludzie, tam jest szaleństwo. Prędzej czy później ktoś zobaczy jedną z Istot i oszaleje. Zabije siebie, albo innych. Tam gdzie są ludzie, coś zawsze pójdzie nie tak. To, co może się zepsuć - zepsuje się. To co może doprowadzić do tragedii - doprowadzi do niej. Malorie to zna z doświadczenia. Żyje więc ostrożnie.
Osłania swoje ciało, żeby Istoty nie mogły jej dotknąć. Nawet w najgorętszy dzień nie zdejmuje bluzy z długim rękawem i kapturem. Nigdy nie wychodzi z domu bez opaski osłaniającej jej oczy. Gdyby mogła - zamknęłaby je po raz drugi, trzeci i czwarty. Tak, żeby uzyskać całkowitą pewność, że nigdy nie zobaczy żadnej Istoty. Że nigdy nie popadnie przez nie w obłęd. Jak jej siostra, Shannon. Jak inni.
Ale Malorie nie żyje sama. W Camp Yaidin mieszkają jeszcze jej dzieci - Olympia i Tom. I chociaż ktoś mógłby Malorie nazwać nadopiekuńczą, zbyt ostrożną i paranoiczną, to jednak udało jej się utrzymać tę dwójkę przy życiu. Przez szesnaście lat. Szesnaście lat wypełnionych codzienną walką o przetrwanie, o przeżycie, o zachowanie zdrowego rozsądku.
Na zewnątrz roi się od Istot. Jest ich więcej, niż było wcześniej. A mimo to pewnego dnia do ich drzwi puka rachmistrz. Człowiek, który twierdzi, że przeprowadza spis ludności, że zbiera informacje o tych, którzy przeżyli. O tym, w jaki sposób radzą sobie z Istotami, o tym, jak udaje im się przetrwać. Jak żyją.
Malorie nie wierzy temu mężczyźnie, nie ufa mu. Nie po tym, co stało się za sprawą Gary'ego. Nie po tym, jak szaleństwo ogarnęło jej poprzedni dom.
I pewnie nic by się nie stało, gdyby Tom nie poprosił mężczyzny o zostawienie papierów z zapiskami przedstawiającymi to, w jaki sposób inni ludzie radzą sobie z Istotami i ich obecnością.
Ich lektura okaże się brzemienna w skutki. Nie tylko dla Toma, który zrozumie, że istnieją ludzie myślący tak, jak on, ale również dla Malorie. W spisie ludności odnajdzie ona bowiem nazwiska, których nie spodziewała się tam zobaczyć, była bowiem przekonana, że osoby je noszące już dawno umarły.
,,Malorie'' utrzymuje czytelnika w równie wielkim napięciu jak ,,
Nie otwieraj oczu''. Tym jednak, co różni te dwie książki, jest rozłożenie akcentów. O ile wcześniej nasz strach, lęk i niepewność wynikały z Nieznanego i Nienazwanego, tak teraz biorą swoje źródło w stosunkach między matką i jej nastoletnimi dziećmi. Prawdziwym przekleństwem jest bowiem opiekowanie się kreatywnym i buntowniczym nastolatkiem w świecie, w którym nie wolno mu na nic pozwolić. Tom nie może wyjść z domu, nie może wypróbować żadnego ze swoich ,,wynalazków'' przeciwko Istotom. Chłopak dusi się, buntuje się, napięcie między nim, a matką cały czas wzrasta, żeby w pewnym momencie osiągnąć szczyt.
Z kolei Olympia jest tą cichą, rozsądną częścią rodziny. To ona bierze na siebie rolę rozjemcy. Ale i ona skrzętnie skrywa pewien sekret, tak straszny, że boi się go wyjawić.
,,Malorie'' jest horrorem, który wciąż nie daje nam odpowiedzi na to, skąd przybyły Istoty i jaka jest ich natura. Wciąż są niepoznawalne. Niemożliwe do zrozumienia. Wciąż doprowadzają ludzi do szaleństwa.
Ale tym razem tym, co kryje się w mroku i jest prawdziwym zagrożeniem, okazuje się... człowiek.