Jeśli śledzicie dłużej mojego bloga, to być może wiecie, że proza Olgi Rudnickiej od jakiegoś czasu coraz częściej mnie do siebie przyciąga. Nic dziwnego - autorka pisze lekko i bardzo dobrze. Kiedy ujrzałam w zapowiedziach jej najnowszą książkę, z miejsca zapragnęłam ją poznać. Lilith - bo o niej tu mówię, zaciekawiła mnie swoim opisem. Czy jej wnętrze było równie interesujące?
W Lipniowie stosuje się jedną ważną zasadę: im straszniejsza legenda, tym więcej turystów odwiedzi stare miasteczko. Dawno temu doszło tu do procesu czarownic, za który życiem przypłaciło kilkanaście kobiet. Wśród nich znalazła się Anastazja, młoda żona właściciela pobliskiego dworu. Co więcej, zmarła hrabina od dłuższego czasu kojarzona jest z Lilith - królową kobiecych demonów. Pewnego dnia w miasteczku ginie blondwłosa dziewczyna. Nikt nie wie, co się z nią stało. Po czasie dochodzi do kolejnych zaginięć, a mieszkańcy i policja nabierają wody w usta. Aurę tajemniczości widzi nawet nowa mieszkanka Lipniowa - Lidka. Czy to możliwe, żeby historia zaczęła zataczać krąg?
Zacznę od tego, że kiedy zaczynałam tę powieść, w jakimś stopniu spodziewałam się czegoś podobnego do książek o detektyw Matyldzie. Wiecie, trochę komizmu sytuacyjnego, trochę językowego i historia sama się czyta. Tutaj jednak już od pierwszej strony dostałam coś, co trochę wbiło mnie w fotel. Niby wiedziałam, że będzie tutaj o okultyzmie, ale tego to się nie spodziewałam.
Główną bohaterką powieści jest Lidka, która przeprowadza się do miasteczka razem ze swoim mężem. Polubiłam ją od samego początku. Odrobinę przypominała mi właśnie Matyldę Dominiczak, jednak im dalej byłam w lekturze, tym więcej różnic pomiędzy tymi bohaterkami widziałam - co oczywiście jest jak najbardziej na plus. Uważam, że autorka bardzo dobrze wykreowała tę postać i cieszę się ogromnie, iż nie stworzyła jej na wzór bohaterki ze swoich innych książek.
O piórze Olgi Rudnickiej nie ma co się za bardzo rozpisywać. Jest ono bardzo dobre, lekkie i zdecydowanie sprawia, że czytanie tej książki to prawdziwa uczta. W Lilith wciągnęłam się od pierwszej strony. Opisywana akcja zaangażowała mnie na tyle, że książkę pochłonęłam w zasadzie za jednym razem. Przerwy robiłam tylko na rozprostowanie nóg, a i wtedy ciężko było mi oderwać swoje myśli od bohaterów i opisywanych zdarzeń.
Zanim jeszcze zaczęłam tę książkę, miałam pewne obawy co do tego, jak zostaną przedstawione wątki okultystyczne. Były one bezpodstawne - autorka stanęła na wysokości zadania i na bardzo dobrym poziomie przedstawiła wątek Lilith oraz tego, w jaki sposób opowieść ta mogła mieć wpływ na teraźniejsze wydarzenia. Jednak tego w szerszym kontekście Wam nie zdradzę - nie będę odbierać Wam całej zabawy.
Wiem, że nie wszystkim ta książka przypadnie do gustu. Olga Rudnicka nie skupia się tutaj tylko i wyłącznie na samym aspekcie kryminalno-okultystycznym, ale lawiruje również między innymi wątkami - niemniej ciekawymi. Tym, którym taka wielowątkowość nie przeszkadza, książka z dużym prawdopodobieństwem powinna się spodobać.
Jeżeli jeszcze nie znacie twórczości pani Rudnickiej lub jeszcze nie sięgnęliście po Lilith - gorąco zachęcam Was do nadrobienia lektury.