"Layla" będzie miała premierę 24 lutego więc macie jeszcze szansę zdecydować czy warto zamówić. Ja Wam opowiem o swoich wrażeniach, ale ostatecznie decyzja należy do każdego z Was. A i jestem bardzo ciekawa Waszych opinii :)
Jak już wyżej wspomniałam, nie przepadam za książkami Hoover. Miałam w ręce dwie i każda okazała się infantylna, nudna, naiwna i po prostu... nijaka. Ale wiele osób mówiło, że nie trafiłam na te ciekawsze, że zabrałam się za te, których same by nie poleciły. W ten sposób, kiedy zobaczyłam w zapowiedziach Wydawnictwa Otwartego "Laylę" postanowiłam zgłosić się do zrecenzowania jej, a przy tym przekonać się, czy faktycznie jest tak, jak mówią i nie trafiłam na tę dobrą, wciągającą powieść autorki.
To przejdźmy do tego, o czym ta książka jest! Poznajemy tytułową Laylę i Leedsa. Tak się składa, że dosłownie jest to uczucie od pierwszego wejrzenia. No cóż, ta para przekonuje się o tym tak naprawdę dopiero po wspólnie spędzonej nocy. Jak na moje, nie trzeba iść do łóżka, aby się przekonać czy to faktycznie bratnia dusza leży pod nami, obok nas lub wisi nad nami. New adult? I to od razu musi oznaczać, że musi być wątek erotyczny? No nie. Wielu autorów udowodniło, że można bardzo zgrabnie poprowadzić akcję tak, aby nie zniesmaczyć czytelników. Ba, żeby móc polecić książkę także nastolatkom.
Ale lećmy dalej... Layla zostaje zaatakowana i wpływa to bardzo mocno na jej związek. Nie, to nie jest typowa akcja pod tytułem: zgwałcona, pobita, skrzywdzona i nie pozwala się ukochanemu po czymś takim dotknąć i go odpycha. Tutaj ogromny plus ode mnie za to, że to nie typowo przewidywalna sytuacja. Ale co się stało? Musicie przeczytać sami, nie będę Wam psuć przyjemności z czytania. Wróćmy do fabuły. Leeds postanawia wyjechać wraz ze swoją kobietą do pensjonatu, w którym zaczęło się między nimi coś dziać. Cóż, w tym pensjonacie także zaczyna się coś dziać... paranormalne zjawiska, duchy? Sprawdzić będziecie musieli sami czy tam straszy!
Jeśli chodzi o bohaterów, to mam wrażenie, że autorka skupiła się głównie na Leedsie i to jego postać najbardziej mnie irytowała. Wspaniała, wielka miłość, ale po wypadku jego kobieta nie może dojść do siebie, ma ataki paniki, a on co? On rozczula się nad sobą, bo ona się zmieniła, bo nie jest tą osobą, którą pokochał, bo on się chyba odkochuje. Co to, przepraszam, gimnazjum? W tym momencie upewniłam się, że z Coleen Hoover mi nie jest i raczej nie będzie po drodze, bo tylko się wściekałam nad bohaterami. Mam tak często, że mnie postacie irytują, niektóre uwielbiam, niektórych nienawidzę, ale na litość boską, nawet jak na książkę dla nastolatków to jest lekka przesada. Jeśli tak się facet zachowuje, to trzeba go kopnąć w tyłek, bo ewidentnie pomylił miłość z czymś bliżej nieokreślonym.
To tyle z wad. Muszę powiedzieć, że pomysł na fabułę bardzo ciekawy i właśnie tak powinna wyglądać książka młodzieżowa (po którą oczywiście i dorosłym bym polecała sięgnąć), w której są opisane prawdziwe problemy, typowe sytuacje, które nie są niemożliwe. Tylko po co ten wątek paranormalny? To bym wyrzuciła do kosza, niepotrzebne. Nie było potrzeby komplikować :)
Sam język autorki jest bardzo lekki, czyta się szybko i chyba to głównie spowodowało, że postanowiłam jeszcze raz się z nią skonfrontować. Wiem już, że to nie moje klimaty i więcej po jej książki nie sięgnę, bo nie zniosę tej dziwnej infantylności i dziwnych zachować bohaterów, które swoją drogą są bardzo podobne w każdej jej powieści.
Czy polecam? Tak, ale zdecydowanie osobom, które tego typu książki po prostu lubią. A wiem, że wiele takich jest. Myślę, że sam pomysł, opisy i ogólnie treść jest dobra. Choć myślę, że mogłaby być nieco poważniejsza i skupić się bardziej na głównej bohaterce. To jej rozterki powinny być równie ważne w tej całej sytuacji, która ją spotkała.
Ode mnie 7/10 gwiazdek i jeśli by usunąć Leedsa i wątek paranormalny, to pewnie moja ocena byłaby wyższa :)
Wydawnictwu Otwarte bardzo dziękuję za egzemplarz!