Miewacie czasem nieodpartą chęć na coś konkretnego? Uczucie, że jak zaraz nie sięgniecie po dany smakołyk to po prostu zwariujecie? I im dłużej próbujecie o tym zapomnieć tym ta potrzeba zjedzenia danej potrawy się wzmaga? Oj, powiem Wam, że mnie nie raz to dopadło i niestety najczęściej mam wtedy największą ochotę na jakieś słodycze :/ I choć z całych sił próbuje te natrętne myśli odgonić - zazwyczaj moje pragnienie zwycięża...
Tak też się stało, gdy pewnego razu Lamelia siedziała sobie na łące i wiła wianuszek z modrych kwiatów. Nie byłoby w tym dniu nic nadzwyczajnego, gdyby nagle obok niej nie przycupnęła chrapka na marchewkową babkę. Początkowo była ona bardzo niewielka, ale niestety cały czas po malutku rosła i rosła, aż w końcu stała się tak ogromna, że aż trudno w to uwierzyć! Lamelia z całych sił próbowała się jej pozbyć. Prosiła o pomoc i mamę, i tatę, ale ci niestety sami mieli kłopot z własnymi chrapkami, które przyczepiły się do nich jak rzep do psiego ogona. Lamelia poszła więc do babci, która wreszcie znalazła receptę na ten kłopot. Jaki? To proste! Wystarczyło tę babkę upiec i... zjeść!
Lamelie miałam okazję Wam już przedstawić, gdy polecałam Wam "Księgę spraw ważnych Lamelii Szczęśliwej". Tylko, że wtedy poznaliście dorosłą już panią spędzającą czas na zasłużonej emeryturze. A tym razem jeśli chcecie możecie poznać tę samą zwariowaną osóbkę, lecz w czasach jej dzieciństwa. Lamelia jako mała dziewczynka przeżywała mnóstwo ciekawych przygód, które już dziś możemy poznać dzięki wesołej serii "Przygody z Lamelką" wydanej nakładem Wydawnictwa Święty Wojciech. Do nas trafiła część właśnie o wielkiej chrapce na babkę. A dzięki książce z tą uroczą bohaterką, którą miałam okazję recenzować poprzednio, moja córka bardzo polubiła Lamelię i ta lektura spotkała się z równie ciepłym przyjęciem.
Tym razem wewnątrz znajdziemy jedno krótkie opowiadanie. O tym jak Lamelia próbowała przepędzić naprzykrzającą jej się chrapkę na marchewkową babkę. I jak już wiecie, w tym trudnym zadaniu pomogła jej babcia. Dziewczynka wykonując wszystkie polecenia staruszki szybko upiekła ową babkę i w mig pozbyła się nieszczęsnej chrapki. A wraz z nią zniknęły także chrapki rodziców, bo upieczonej babki starczyło dla wszystkich.
Muszę przyznać, że ta książeczka jest bardzo sympatyczna i wyjątkowo zwariowana. Moje dziecko jak każdy szkrab uwielbia tego typu lektury, gdzie tekst wije się gdzieś pomiędzy wesołymi ilustracjami lub pojawia znienacka w najmniej oczekiwanym miejscu. A tu tak właśnie jest. Są strony, gdzie opowiadanie wygląda jak w każdej normalnej lekturze dla dzieci, ale czasem poszczególne zdania odnajdujemy pośród niezwykle barwnych i wyjątkowo zwariowanych ilustracji. I choć nie wpływa to na odbiór treści książki, to na pewno wygląda bardzo ciekawie i urozmaica nieco lekturę.
A jeśli chodzi o same ilustracje, to powiem brutalnie - są one czasem wręcz brzydkie. Ale nie zrażajcie się, bo właśnie w tym tkwi ich urok. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale właśnie w ich brzydocie tkwi ich piękno. Trochę to może pokręcone, ale tak dokładnie jest. Obrazki są bowiem bardzo kolorowe i zwariowane co szalenie podoba się mojej Alicji. I powiem Wam, że moja córeczka wręcz zanosiła się ze śmiechu patrząc na pokręcony długi nochal naszej głównej bohaterki, buzię jak czerwony banan i dziwaczne oczyska. Wszystkie postacie w tej lekturze wyglądają wręcz jak nie zbyt udane karykatury, ale to właśnie tak szalenie podoba się mojej córce. Jak widać, nie wszystko musi być takie idealne. Czasem nawet dobrze jest, gdy jest wręcz odwrotnie :)
Ta książeczka bardzo nam się podoba. Choć jej treść jest tak bardzo różna od naszej poprzedniej lektury z Lamelią Szczęśliwą, to i tak szybko przypadła nam do gustu. A poza tym śledząc dokładnie treść książeczki i wczytując się w poszczególne czynności dziewczynki podczas przygotowywania smakołyku, możemy sami upiec babkę marchewkową :) Miejmy ją zatem zawsze w zasięgu ręki, bo nigdy nie wiadomo kiedy nas odwiedzi Lamelkowa chrapka ;)