Dawno temu zaczytywałam się w horrorach autorstwa Stephena Kinga, Grahama Mastertona i kilku innych pomniejszych autorów. Jako nastolatka wręcz uwielbiałam się bać. Jednak im więcej strasznych opowieści było za mną, tym trudniej było mnie czymś w nich zaskoczyć i zaczynały być dla mnie coraz… śmieszniejsze. Niestety wiele z nich opierało się na tych samych schematach i mechanizmach, dlatego zaczęłam coraz rzadziej po nie sięgać.
Ostatnio zauważyłam, że praktycznie w ogóle nie czytam tego gatunku, no, może zdarza się jedna czy dwie książki na rok. Dlatego właśnie teraz postanowiłam sięgnąć po coś “strasznego”. Okładka “Jak sprzedać nawiedzony dom” spod pióra Grady'ego Hendrixa od razu przyciągnęła moją uwagę i przywołała dawny sentyment. Zwłaszcza, że połączenie niewinności, której symbolem są w niej dziecięce lalki, oraz demonicznego zła, zawsze uważałam za jedną z lepszych podstaw tego gatunku.
Louise wyjechała z rodzinnego domu ponad dwadzieścia lat temu i od tamtej pory utrzymuje raczej sporadyczne kontakty ze swoimi rodzicami. Stanowczo zaś nie chce mieć nic wspólnego z Markiem, swoim bratem nieudacznikiem, który według wszelkich powszechnych schematów społecznych zmarnował swoje życie. Gdy kobieta dowiaduje się o tragicznej śmierci obojga rodziców podejmuje trudną decyzję pozostawienia swojej pięcioletniej córki z byłym partnerem i wyjazd do ich domu. Musi przygotować go do sprzedaży, uporządkować cały pozostawiony przez rodzicieli dobytek.
Robi to bardzo niechętnie, bo to miejsce budzi w niej niepokój. Matka była twórczynią lalek służących jej do płatnych przedstawień marionetkowych, a te wypełniają całą przestrzeń domu. Wśród setek zabawek znajduje się ta najbardziej przerażająca ze wszystkich - Pupkin. To właśnie jemu najbardziej zależy na tym, aby nieruchomość nie została sprzedana. Kryje się za tym pewna rodzinna tajemnica, którą Louise wraz z Markiem, pomimo wzajemnej awersji muszą wspólnie stawić czoło. Czy oboje wyjdą z tego starcia zwycięsko?
Muszę przyznać, że choć i ten horror opiera się na dosyć znanych i powtarzanych motywach, to jednak jest wyjątkowo dobry na tle gatunkowej konkurencji. Zaczyna się dosyć niewinnie, strach skrada się w nim cicho i niepozornie, żeby w pewnym momencie eksplodować skrywaną brutalnością. Nie jest to straszak dla mas, gdzie potworki wyskakują z szaf z nagłym piskliwym dźwiękiem. Ta powieść to coś głębszego, poruszającego najgłębiej skrywane lęki bohaterów, ale zakładam, że również i wielu Czytelników.
Świetne kreacje bohaterów sprawiają, że fabuła staje się bardziej realna, a oni sami bliżsi czytelnikowi, wraz ze wszystkimi wadami i mankamentami charakterów. Rodzina, choć na pozór całkiem normalna, to jednak w jakiś sposób dysfunkcyjna - irytujące zapisy w testamencie, nierówne traktowanie dzieci przez rodziców, tajemnice. To wszystko budziło we mnie sprzeciw i niezrozumienie, ale stawało się tym bardziej prawdziwe i poddawało w wątpliwość rzeczywistość. Choć wcześniej nie czytałam niczego innego autorstwa tego pisarza, to skutecznie przekonał mnie tą powieścią do sięgnięcia po kolejne swoje książki.