Rzuciło mi się w oczy kilka recenzji tej książki. Starałam się ich nie czytać, podpatrywałam tylko oceny jakie otrzymywała i były bardzo wysokie. Trochę obawiałam się tej lektury, a podchody do tej książki czyniłam od kilku dni i teraz mogę tylko żałować, że trwało to tak długo. Bo ta książka jest po prostu niesamowita. Nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego, że zapadnie mi w pamięć na bardzo długo.
Czy kojarzycie pogrom dokonany na Żydach przez Polaków w Jedwabnem w 1941 roku? Zostali zamknięci w stodole i tam żywcem spaleni przez swoich sąsiadów. Ta powieść stanowi literackie odniesienie do tamtych wydarzeń, które są trochę, jakby na to nie patrzeć, tematem tabu. W końcu Polak cierpiał, był dzielny a zły był Niemiec. Niestety prawda jest taka, że zło istnieje niezależnie od narodowości i rodzi się w człowieku nie wiadomo z jakiej przyczyny.
Historia opisana w książce dotyczy zapomnianej przez świat wsi Wielkie Lipy. Podzielona jest na trzy strefy czasowe. Rok 1942, który Andrzej poznaje dzięki pamiętnikowi ojca, 1970 Kiedy młody chłopak przyjeżdża do wsi uporządkować sprawy po ojcu astronomie i rok 1996 kiedy niemiecki Oficer zjawia się we wsi aby zakończyć w niej swoje życie.
Akcja skupia się głównie na roku 1970 kiedy Andrzej zjawia się w Wielkich Lipach i już na dzień dobry zostaje poturbowany. Chłopi zanoszą go do klasztoru, gdzie poznaje Ojca Jana Wrońskiego i innych mnichów, a także niedoszłą pielęgniarkę Hankę Pakułę. Andrzej musi zmierzyć się z przeszłością i niebezpieczeństwami jakie niesie mu przyszłość. Od Hanki otrzymuje pamiętnik Ojca, z którego dowiaduje się, że był on świadkiem pogromu ludności żydowskiej dokonanego z pomocą Polaków. W tym momencie poznajemy także niemieckiego Oficera Karla Straucha, który po prawie 50 latach pojawi się ponownie w zapomnianej przez wszystkich wsi. Nie szuka on jednak odkupienia win i przebaczenia, wręcz przeciwnie... pragnie utwierdzić się w przekonaniu, że zło które wyrządził było zadane słusznie.
Nie będę więcej treści zdradzać, żeby nie psuć Wam lektury. A mam wielką nadzieję, że po tę powieść sięgnięcie, bo naprawdę warto. Z jednej zstrony mamy ludzi bezwzględnych, w których zło występuje w najczystrzej postaci, zadających ból i przynoszących śmierć bez opamiętania. Z drugiej strony osoby niosące pomoc i cierpiące z powodu uczucia bezsilności.
Ta książka porusza, bo czytelnik stara się zrozumieć, skąd w człowieku bierze się zło, jak można drugiej osobie z którą żyje się od lat zadawać ból i czerpać z tego przyjemność?
Książka od samego początku ma niesamowicie mroczny i tajemniczy klimat. Czytelnik stopniowo odkrywa sekrety, które skrywają mieszkańcy miasteczka i w napięciu, aż do samego końca, oczekuje na ostateczne rozwiązanie. Język jest niezwykle przystępny i dostosowany do postaci. Co powoduje, że mimowolnie stajemy się uczestnikiem strasznych wydarzeń. Poznajemy mroki II wojny Światowej i niemieckiej okupacji oraz bezwzględność Służb Bezpieczeństwa w PRLu.
Ta powieść to brutalna rozprawa na temat zbrodni i kary, ale na szczęście autor zostawił w niej miejsce na odrobinę światła... a tym promyczkiem jest miłość...
Tym pozytywnym akcentem zakończę i nawołuję do przeczytania!