„Łabędzi Śpiew” to dystopijna, mroczna fantastyka, którą chciałam przeczytać. Wiem, że ta historia powstała w drugiej połowie lat siedemdziesiątych, co można odczuć w książce. Dochodziło w tym czasie do wielu zmian politycznych, a sytuacja na świecie miała swoje odzwierciedlenie w twórczości Roberta McCammona. Podążamy za kilkoma grupami podróżników, którzy przechodzą przez próby, aby osiągnąć swój cel. Obie grupy podróżników chronią bardzo wyjątkowy dar. Prezydent Stanów Zjednoczonych, były astronauta, staje w obliczu kryzysu na świecie. Osiem miesięcy temu Związek Radziecki rozpętał ataki nuklearne i chemiczne, świat się zmieni w taki sposób o jakim nie pomyślelibyśmy. Czy w obecnych czasach ta historia będzie w odbiorze równie intrygująca i ciekawa?
Najważniejszą w mojej ocenie postacią książki autorstwa Roberta McCammona pod tytułem „Łabędzi Śpiew” jest dziewczynka o imieniu Swan. Posiada niesamowitą zdolność, którą dziś moglibyśmy nazwać jako „ręką do kwiatów”. Josh Hutchins, zmęczony światem zawodowy zapaśnik znany jako Czarny Frankenstein, jedzie do Garden City w Kansas, kiedy świat postanowi się skończyć. Po opadzie radioaktywnym Josh zostaje opiekunem osieroconej dziewięcioletniej dziewczynki, razem próbują przetrwać. W powieści poznajemy także niespełna rozumu bezdomną zwaną Siostrą, kieruje się wizjami zesłanymi przez dziwny pierścień, chociaż sama do końca nie rozumie, dlaczego to robi. Kolejnym znaczącym bohaterem jest Roland, to młody chłopak, który wraz z dowódcą bunkra przetrwał atak. Konsekwencją tego jest szaleństwo i wizja budowy wielkiej armii. Jak się potoczą losy bohaterów, czy wszyscy przetrwają?
„Łabędzi Śpiew” to jedna z najbardziej chwalonych książek o tematyce postapokaliptycznej. McCammon znakomicie ukazał niszczycielskie skutki wojny nuklearnej. Świat, jaki znamy odszedł w zapomnienie, a każdy ocalały musi zrobić to, co konieczne, aby przetrwać skutki tej katastrofy. Akcja potrzebuje trochę czasu, aby się rozkręcić, ale gdy już się zacznie, jest jej dużo i jest opisana w taki sposób, że ciężko odłożyć lekturę na bok. Historia nigdy nie wydawała się nieprzemyślana, każde słowo niosło intencję i cel. Nigdy się nie nudziłam, nie byłam zdezorientowana. „Łabędzi Śpiew” jest mroczny, brutalny, angażujący, pełny głębokiej nadziei i piękna oraz niezwykle wartościowy. Nie znajdziecie tutaj wielkich wojen, frakcji ani scen akcji, ale bohaterów walczących o przetrwanie. Autor ukazuje jak się starzeją, jak najlepiej dostosowują się do okoliczności, które pokazują postapokaliptyczną ewolucję w jej najlepszym i najgorszym wydaniu. Może i jest przerażająca, ale jest też jedną z najpiękniejszych dających nadzieję książek, jakie ostatnio czytałam. To opowieść o przetrwaniu i desperacji, podboju, wolności, życzliwości i okrucieństwie, dobru kontra złu.