Wyobraźmy sobie luksusowe zamknięte osiedle, na którym prawie wszyscy się znają i mają swoją pozycję. A w każdym razie jest pewien krąg uprzywilejowanych osób. Można powiedzieć crème de la crème. Tu wielu zalicza się do śmietanki, ale część z nich stanowi elitę w szczególny sposób. Na przykład popularna bizneswoman, czy aspirująca do występowania w programach telewizyjnych „perfekcyjna pani domu”, albo autor popularnych poradników. Wszystkich łączy to, że mają dzieci w pobliskiej szkole. A co jeszcze ich ze sobą wiąże? To, że uczestniczyli w przyjęciu, podczas którego zginęła ich sąsiadka, Erica Spencer. Na pozór był to tragiczny wypadek, ale czy istotnie właśnie to się wydarzyło? Niespodziewanie w sieci pojawia się zapowiedź podcastów: „Prawda o Erice”. Tajemniczy autor dowodzi, że zna powód śmierci Eriki, i to wcale nie był nieszczęśliwy przypadek. Kolejne odcinki zamierza publikować co tydzień, by zdemaskować sprawcę.
Uwielbiam takie historie. Chyba nic nie ciekawi mnie tak bardzo, jak opisy niewielkich zamkniętych środowisk, gdzie każdy ma coś do ukrycia. Każdy kłamie. Ze strachu, koniunkturalizmu, dla sławy, czy dla świętego spokoju. Kłamstwa nawarstwiają się i w pewnym momencie nie wiadomo zupełnie, kto jest szczery, a kto nie, kto dobry, a kto zły.
Sytuacja w Severn Oaks w pewnym momencie staje się nie do zniesienia. Tajemniczy autor podcastów rzuca podejrzenia na sześć osób z bliskiego otoczenia Eriki. Sąsiedzi zwracają się przeciwko sobie, rośnie podejrzliwość i wzajemna niechęć. Ludzie boją się wyjść poza zamknięte osiedle, by nie spotkać się ostracyzmem pozostałych mieszkańców miasteczka. Matki doświadczają niechęci ze strony innych rodziców w szkole swoich dzieci. Każdy jest podejrzany i co ciekawe – każdy ma coś na sumieniu.
Bardzo podoba mi się w powieści Blackhurst opis psychologicznych zmagań postaci. Jeden podcast to historia kolejnej osoby. Jakie są ich motywacje i co ukrywają? W takich środowiskach jest wiele udawania i przybierania póz. Kim są w istocie te osoby, na pozór popularne i odnoszące sukcesy, gdy opadnie maska? No właśnie. Stają się nagle sobą i muszą zmierzyć się ze swoim prawdziwym „ja”. A to często nie jest wcale przyjemne.
Ciekawe jest też kształtowanie się opinii publicznej na podstawie pojawiających się w sieci podcastów. Dlaczego ludzie wierzą tajemniczemu autorowi? Jak to jest, że są bardziej skłonni przystać na jego rewelacje, niż zgodzić się z ustaleniami policji? Może jest tak, że odczuwają złośliwą radość i satysfakcję z tego, że komuś z „pięknych i bogatych” podwinęła się noga i zagraża mu niebezpieczeństwo? Jakie to ludzkie – powiemy. Wszędzie stykamy się przecież z zazdrością, wręcz zawiścią, nieszczerymi uśmiechami, grą.
Kto jest zatem kim na zamkniętym osiedlu? Blackhurst zadziwi nas niejeden raz. Będziemy złościć się na jednych bohaterów, innym współczuć. Może dowiemy się czegoś o sobie? Jakbyśmy się poczuli i zareagowali, gdyby to na nas rzucono takie podejrzenie?
„Ktoś tu kłamie”, to świetny, potoczyście napisany thriller obyczajowy. Tutaj nic nie dzieje się bez przyczyny i zmierza do logicznego wyjaśnienia. Przy lekturze nie sposób się znudzić, bo Blackhurst potrafi przykuć uwagę czytelnika. Przy tym w tej powieści jest coś więcej – refleksja nad ludzką naturą, motywacjami i sekretami, które każdy z nas ukrywa. Bo nie czarujmy się – każdy z nas trochę kłamie, każdy ma jakieś tajemnice. Czy mordercze? Dowiemy się, gdy wyjdą na jaw!
Serdecznie polecam lekturę.