Książka zainteresowała mnie ze względu na to, że zawierała elementy rodem ze słowiańskiej mitologii, ale w sumie nie spodziewałam się po niej zbyt wiele. Spotkało mnie wielkie zaskoczenie i nauczka, że nieładnie z góry nastawiać się negatywnie do nieznanej książki…
Autorka, Agnieszka Kaźmierczyk, przedstawia nam historię dwojga nastolatków. Wojtek po śmierci matki wyjeżdża z ojcem na Białoruś i ma spędzić wakacje nad Świtezią. Początkowo nie chce wierzyć w legendy, którymi owiane jest to miejsce, ale wszystko zmienia się, kiedy poznaje piękną Svetlanę. Dziewczyna robi na nim piorunujące wrażenie i bardzo szybko wkracza do jego życia, nieco je komplikując.
Za książkę zabrałam się wczoraj po południu i dziś po prostu musiałam ją skończyć. Powieść czyta się niezwykle szybko, w zasadzie nie wiadomo kiedy mija sto stron i cała historia ma się ku końcowi… Wychodzące na jaw nowe fakty i wydarzenia nie pozwalają czytelnikowi na nudę. Mimo, że cała historia nie jest jakimś majstersztykiem, a dość prostą powieścią młodzieżową, to jednak mówi o tym, czego każdy z nas potrzebuje – o potrzebie bliskości i miłości, a także konieczności podejmowania bardzo ważnych decyzji, nawet, gdy zdaje nam się, że jeszcze do tego nie dorośliśmy.
Uwielbiam, kiedy w książkach występują nawiązania do mitologii słowiańskiej i to skłoniło mnie do sięgnięcia po „Księżyc nad Świtezią”. Podoba mi się, że autorka wykorzystała ten motyw w swojej powieści – być może któryś z czytelników dzięki tej książce zainteresuje się wierzeniami Słowian? Poza tym dużym plusem jest fakt, że książka wciągnęła mnie bez reszty i pozwoliła miło spędzić czas. Jest na tyle krótka, że pozostawia lekki niedosyt, który sprawia, że ma się ochotę na więcej – zwłaszcza po takim zakończeniu.
Niestety niezbyt odpowiadał mi styl pisania autorki. Wydarzenia toczyły się tak szybko, że w zasadzie brakowało opisów, a sam język był naprawdę prosty i nie mogę powiedzieć, żeby wywarł na mnie wrażenie. Ponadto często zachowania bohaterów wydawały mi się dość nieprawdopodobne, być może ze względu na bardzo szybkie tempo akcji. Jest to moim zdaniem największa wada. Myślę jednak, że w tej powieści drzemie pewien potencjał i gdyby nie braki w warsztacie, książka mogłaby być naprawdę świetna.
A tak – okazała się po prostu niezłym wypełniaczem wolnego czasu. W ogóle nie żałuję, że po nią sięgnęłam i jestem mile zaskoczona oryginalnością powieści oraz tym, że potrafiła mnie tak bardzo zainteresować. Zwroty akcji i aura tajemniczości sprawiają, że książka po prostu przyciąga jak magnes i bezlitośnie wciąga w wir wydarzeń (mimo tego, że za dwa dni ma się egzamin…)
„Księżyc nad Świtezią” poleciłabym osobom nie lubiącym opisów, a także nastolatkom. Wydaje mi się, że to głównie z myślą o nich powstała ta książka i bardzo dobrze spełnia swoją rolę.