Thrillery szpiegowskie to gatunek, który powinien wciągać, intrygować i trzymać w napięciu do samego końca. W przypadku Wszystkich starych noży Olen Steinhauera nie wszystko poszło zgodnie z tym schematem. Książka była dla mnie raczej przeciętnym doświadczeniem – niby poprawna, z przyjemnym stylem pisania i dobrze skonstruowaną fabułą, ale w dużej mierze zabrakło mi tego, co w thrillerach najważniejsze – napięcia.
O fabule bez spoilerów
Historia toczy się wokół dwojga bohaterów – Henry’ego i Celii – którzy spotykają się po latach, by porozmawiać o tragicznych wydarzeniach z przeszłości. Wydarzenia te mają kluczowe znaczenie, ale książka koncentruje się przede wszystkim na ich relacji. Jest to historia o tajemnicach, zdradzie i emocjonalnym ciężarze decyzji, które bohaterowie podjęli lata temu. Jak pada w książce: „Może tylko ludzie, którzy nas nie znają, są w stanie naprawdę nas zrozumieć. Może obcy są naszymi najlepszymi przyjaciółmi.”
Mocne strony – bohaterowie i zwrot akcji
Największym plusem tej książki jest główny bohater – Henry. To właśnie jego postać sprawiła, że w ogóle chciało mi się tę historię śledzić. Był dobrze wykreowany, złożony, a jego losy rzeczywiście mnie obchodziły. I choć nie byłam w stanie do końca się do niego przywiązać, to kibicowałam mu przez całą książkę. Fabuła prowadzona jest w prosty i szybki sposób, co sprawia, że czyta się ją bez większego wysiłku. I choć przez większość czasu nie czułam wielkiego zaangażowania, to zakończenie – nieprzewidywalne i bardzo dobrze skonstruowane – naprawdę zwaliło mnie z nóg.
Problem: thriller czy romans?
I tu pojawia się największy minus tej książki. Zamiast mocnej historii szpiegowskiej dostajemy raczej dramat miłosny z domieszką intrygi. Wątek szpiegowski wydaje się być jedynie tłem, a głównym punktem ciężkości jest relacja bohaterów. Jak trafnie ujęto to w książce: „[...] człowiek zaczyna się zastanawiać, czy ta fascynacja nieznanym nie jest aby jedynym spoiwem związku.” Jeśli szukasz prawdziwego thrillera, możesz poczuć się zawiedziony.
Film kontra książka
Przyznaję – po przeczytaniu książki obejrzałam film i muszę powiedzieć jedno: ekranizacja wygrała. Po pierwsze, obsada (Chris Pine i Thandiwe Newton) była fantastyczna. Po drugie, film w skondensowanej formie przekazał to, co w książce momentami się rozmywało. Historia opowiedziana w niecałe dwie godziny nie traciła na tempie, a wizualne przedstawienie akcji dodało jej klimatu, którego brakowało mi w tekście. W książce opisy były dość skromne, przez co trudno było mi wyobrazić sobie atmosferę i detale scen, jak chociażby lot numer 127: „Lot numer 127 linii Royal Jordanian. Airbus 319 ze stu trzydziestoma ośmioma miejscami na pokładzie. Dziś jest w nim sto dwadzieścia osób, pasażerów i członków załogi.” W filmie te elementy ożyły w sposób, którego książka po prostu nie była w stanie dostarczyć.
Podsumowanie – warto czytać?
Jeśli interesuje Cię historia tajemnic i zdrady z domieszką romansu, możesz dać tej książce szansę. Jednak w tym przypadku poleciłabym raczej obejrzenie filmu – jest bardziej angażujący, oszczędza czas i dostarcza tej samej historii w lepszej formie. W końcu: „Źródłem całego ludzkiego nieszczęścia są oczekiwania.” A moje oczekiwania wobec tej książki były po prostu inne.