,,Zastanawiam się - rzekł - czy gwiazdy świecą po to, żeby każdy mógł pewnego dnia znaleźć swoją”.
Małego Księcia Antoine de Saint-Exupéry znam od dawna. Pierwszy raz książkę przeczytałam w wieku 11 lat. Mieliśmy w szkole jako lekturę, wtedy nie była aż tak popularna. Pamiętam jak nie mogłam dostać egzemplarza w bibliotekach i cała rodzina była poruszona żeby lekturę znaleźć. Kilka dni później znalazłam na biurku paczkę. Mój Wujek sprezentował mi nową książkę. Chyba nie myślał, że zrobił mi wtedy jeden z najlepszych prezentów w życiu.
Mały książę towarzyszy mi już ponad 11 lat. I uwielbiam do tej powiastki wracać. I nie tylko ze względu na znane i oczytane cytaty, ale przez głębię, którą ta mała lektura w sobie nosi. Pomijam też to, że Autor udowodnił, że nie potrzeba grubych tomów, żeby przekazać coś ważnego.
,,Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś".
Tym razem sięgnęłam po lekturę, po około trzech latach. Tak sobie myślę, że Mały książę jest klasykiem literackim. Oczywiście nie musicie się ze mną zgadzać, bo znajdą się też osoby, które nie znają tej powieści. I tylko coś o niej słyszały.
Historia pilota, który utknął na pustynni, ze względu na uszkodzenie silnika. Spotkał małego chłopca, który chciał zrozumieć to, czego doświadczył.
Z jednej strony taki opis wydaje się zgodny z treścią książki, a zarazem jakiś wybrakowany. Zdaję sobie sprawę, że nie potrafię tej historii opisać.
Przynajmniej nie w taki sposób żeby tą książką zaintrygować, zainteresować, jak napiszę więcej, to powiem to, co się na nią składa.
Więc lepiej może tak?
Mały książę to historia dla wszystkich, dla dzieci ponieważ zobaczą słonia zjedzonego przez węża Boa, dla dorosłych bo to historia o tym, jak być dzieckiem mimo dorosłości. Wtedy Ci mali i Ci duzi będą umieli zrozumieć swoje światy. Tak bliskie i tak dalekie. Poza tym to opowieść o odpowiedzialności. Bo zawsze jesteś odpowiedzialny za to, a raczej za kogoś kogo oswoiłeś. Antoine de Saint-Exupéry moim zdaniem w tej opowieści chciał nam przypomnieć, że oswajamy nie tylko zwierzęta, ale i ludzi. Tych, których dopuszczamy bliżej i z którymi łączą nas relacje. A czasem takie osoby nagle znikają z naszego życia. Gdy po raz kolejny czytałam o doświadczeniach bohatera, o ukrytych ludzkich przywarach, pomyślałam sobie, że mam nadzieję nigdy nie stać się kimś takim. Owszem, życie czasem pisze takie scenariusze, że ciężko niektóre rzeczy od siebie odsunąć. Ale... wiele jest w naszych rękach tylko musimy chcieć to zobaczyć. Tak, do takich refleksji tym razem doprowadził mnie chłopiec z malutkiej planety, który kochał swoją różę, a może nadal kocha?
Ludzie mówią, że to nie jest książka dla dzieci. Owszem, z pewnej perspektywy można powiedzieć, że nie. Aczkolwiek myślę, że może mieć spory wpływ na dzieci i ich postrzeganie relacji, przyjaciół, odpowiedzialności.
Z lekturą Małego księcia jest moim zdaniem tak, że im jesteśmy starsi tym możemy dostrzegać w tej historii coraz więcej, lub patrzeć na niektóre rzeczy inaczej.
Tym, którzy nie znają, bardzo polecam. Tych, którzy znają, zachęcam do kolejnej lektury. I sprawdzenia, czy odczuwacie książkę tak samo ;).