Krwawy szlak zaintrygował mnie już samym tytułem i interesującą okładką, a krótki opis fabuły przekonał mnie, że książka ma spore szanse trafić w mój gust. Niestety się przeliczyłam, bo to co dostałam nie tylko było poniżeń oczekiwań, ale w dodatku pisane w stylu, który absolutnie mnie do siebie nie przekonał.
Jak wspomniałam, fabuła na pozór wydaje się intrygująca. Młoda, odważna dziewczyna, wyrusza w nieznane, aby ocalić ukochanego brata porwanego przez czterech tajemniczych jeźdźców, co swoją drogą skojarzyło mi się od razu z biblijną apokalipsą. Zapowiadało się świetnie – samotna podróż w nieznane i niebezpieczne tereny, porwanie i walka w klatce na śmierć i życie. I początkowo rzeczywiście pomysł się sprawdzał. Niestety im dalej w las, tym gorzej, bo Saba okazała się trudną do wytrzymania bohaterką, która nieustannie irytowała mnie swoim zachowaniem, szczególnie wobec swojej młodszej siostry. Reszta postaci również niczym szczególnym się nie wyróżniała, poza – rzecz jasna – imionami.
Wspomniałam również, że nie przekonał mnie styl Moiry Young. Początkowo wydał mi się bardzo tajemniczy, nastawiony raczej na emocje aniżeli na dynamikę. Tylko, że na dłuższą metę robiło się z tego straszne masło maślane, bo dialogi oddzielone przecinkami, zamiast tradycyjnie – myślnikami – wprowadzały chaos i nie wiadomo było czy to jeszcze wypowiedź bohatera, czy już narratora. Zresztą spowalniało to akcję, która przecież wcale nie była taka monotonna. Sposób pisania autorki wywołał we mnie wrażenie nieudanej kopii Tahereh Mafi. Podobnie jak autorka Dotyku Julii, Young stawia na krótkie, urywane zdania i pierwszoosobowego narratora – Sabę. Niestety wychodzi jej to znacznie gorzej.
Jako, że jest to dystopia, przydałby się jakikolwiek zarys świata przedstawionego. A o rzeczywistości, w której żyją Saba i Lugh w zasadzie nic nie wiemy – jest jakaś wielka pustynia, dziwne trzymetrowe robale i samozwańczy król, wyglądający jak Ludwik XIV. Jak to się stało i dlaczego właściwie Lugh zostaje porwany, jakie znaczenie ma data jego urodzenia – tego autorka nie mówi. Szkoda, bo ciężko się wczuć w klimat powieści, która mimo wszystko nie jest taka zła i ma szansę trafić do serca nastolatek. Mnie jednak za bardzo przypominała Przez burze ognia – książkę, która nie do końca trafiła w mój gust, a tutaj cały zamysł jest bardzo podobny. Całość czyta się raczej bezrefleksyjnie. W zasadzie jak większość powieści z tego gatunku, jednak tutaj do żadnego z bohaterów nie potrafiłam się przywiązać, nikt nie wzbudził we mnie większych emocji. „Krwawy szlak” zupełnie niczym nie wybija się na tle innych dystopijnych powieści, nie zapada w pamięć ani dzięki fabule, ani tym bardziej za sprawą bezbarwnych bohaterów. Książka miała potencjał i liczyłam, że bardzo mi się spodoba, a okazała się tylko przeciętna.
Jestem chyba jedną z nielicznych, ale Krwawy szlak nie porwał mnie w wir wydarzeń, ciężko było mi się w książkę wciągnąć, mimo że – kiedy już zaczęłam czytać – to szło mi to bardzo szybko. Nie było źle, za to dosyć schematycznie. Raczej nie polecam, bo jest wiele ciekawszych książek w tym gatunku, ale jeśli ktoś koniecznie chce przeczytać to nie jest to też najgorszy z możliwych wyborów.