”Krwawe szaleństwo” to drugi tom ”Kronik Mac O’Connor”. Przed lekturą ”Mroczne szaleństwo” miałam pewne obawy, że książka mi się nie spodoba, i będzie taka jak wszystkie tego rodzaju. Teraz nie miałam żadnych obaw. ”Mroczne szaleństwo”okazało się bardzo ciekawą lekturą, najlepszą z swojego rodzaju, a miałam już okazję zapoznać się z kilkoma ”podobnymi”. Z całą pewnością jednak pierwszy tom, jak i jego kontynuacja biją na łeb, na szyję konkurencję.
Przygoda Mac trwa nadal… Mówi się, że każdy musi ponieś konsekwencję za swoje czyny. Podczas minionych kilku tygodniu życie Mac przybrało nietypowe tempo, zmieniło się w nim wszystko. Dziewczyna wraz z swoim partnerem, o którym niemal nie wie nic, okradała mafiosów, chodziła na bankiety do wampira i jego wyznawców, a nawet przyczyniła się do śmierci kilkunastu ludzi. Teraz za te czyny przyjdzie jej zapłacić, gdyż ich wrogowie łączą swoje siły. Dziewczyna nadal szuka cennych artefaktów zwanych PM-ami, które mają wielką moc. Nadal również największą stawkę w tej grze stanowi Sinsar Dubh – mroczna księga. Jednak teraz rozgrywka przybrała inny, bardziej groźniejszy stopień. Do gry weszli nowi gracze, zginęło również kilku starych, ale teraz, jak nigdy nie wszystko wydaje się na sto procent pewne. Mac musi wybierać, po jakiej stronie stanie.
Jericho Barrons zamiast odpowiedzi na pytania, daje jej coraz więcej niewiadomych. Mężczyzna jest przy niej, często wyciąga ją z opresji, jednak Mac ma wrażenie, że to tylko z powodu faktu, że ją potrzebuje. Znowu elf V’lane, seksualny zabójca proponuje jej współpracę, jednak w zamian za usługi dla swojej pani. Dziewczyna stanowi dla niego wyzwanie, bo odmawia mu wspólnego seksu. Na planszy pojawiała się także sekta widzących sidle. Ich intencje również nie są bliżej znane Mac, jednak Jericho uważa, że nie można im ufać. Za kim pójdzie Mac? Jakie kłopoty czekają ją tym razem? I w jakim stanie wyjdzie z tej niekończącej się tułaczki po zimnej, wiecznie deszczowej Irlandii?
”Kroniki Mac O’Connor” to seria książek, do których czytelnicy często podchodzą z nieufnością, sięgając często po o wiele gorsze, małostkowe pozycje. Naprawdę nie mogę już nawet policzyć ile osób pisało: ”Ta pozycja nie jest dla mnie”, a przecież właśnie tego szukały. Dobrego, paranormalnego romansu z wampirami,elfami, szarą rzeczywistością i wieloma tajemnicami na dokładkę. Po prostu często oceniając książkę po okładce, omijamy to, co dla nas najlepsze. Ja sama nigdy nie interesowałam się tymi gatunkami fantasty. Od przygód odbywających się w rzeczywistym świecie, wolę te całkowicie wymyślone przez autora, a jednak ”Mroczne szaleństwo” i ”Krwawe szaleństwo” okazały się dla mnie pozycjami nie do ominięcia na sklepowej półce.
To, co różni kontynuację od pierwszego tomu, to znacznie mniej erotyki, a więcej tajemnic. Autorka postanowiła również skupić się na samych postaciach, i ich stosunkach, niż na szukaniu PM-ów i otwartej akcji. Otoczenie Dublina zmieniło się. Doszło do niego kilka nowych wrogów, wiele stworzeń z piekła rodem, jednak jest to tylko początek przed burzą. Karen Marie Moning teraz dała głównej bohaterce i jej mrocznemu towarzyszowi czas na lepsze poznanie się. W drugim tomie w księgarni, w której mieszkają pozostał tylko ich duet, co powoduje, że mają wiele okazji do kłótni, ale też cieplejszych stosunków. Można nawet powiedzieć, że między Mac, a Jericho Barronsem zaczęło coś iskrzyć, jednak do eksplozji jeszcze daleko. To, co stoi między nimi to zdecydowanie mroczna przeszłość mężczyzny, (która w pewnym stopniu i tak zostaje nam ukazana) jak i tajemnice. Tajemnice, tajemnice i jeszcze raz tajemnice. Pisarka zamiast dać nam odpowiedzi na pytania, które pojawiły się po pierwszym tomie, dała nam jeszcze więcej sekretów do rozwikłania.
Jeżeli chodzi o stosunki z V'lane’em, to w opisie książki jest napisane, że Mac musi wybierać między dwoma mężczyznami. Oczywiście wiadomo, o kogo chodzi. Jednak ja sobie pozwolę nie zgodzić się z tym. Sytuacja z elfem nie jest do końca rozwinięta i przypuszczam, że wszystko rozstrzygnie się w kolejnym tomie, jak na razie to jego temat został zamknięty przez Mac. Dlaczego? Sami musicie się tego dowiedzieć. Z swojej strony mogę wam jeszcze zdradzić, że Mac spotka się po raz kolejny ze zmarłą siostrą, przynajmniej tak będzie jej się wydawać. Jak więc widzicie uczuć jest wiele.
Sam całokształt Mac Kayli zmienia się, co możemy obserwować przez całą książkę. W ”Mrocznym szaleństwie” mieliśmy do czynienia z kochającą róż, naiwną barmanką, która jeszcze nie wyfrunęła spod skrzydeł matki i ojca. Wielu z was miało to za złe twórczyni fabuły. Teraz w pewnym stopniu to się zmienia. Mac zaczyna przestawać być taką naiwną panieneczką na wysokich obcasach. Dziewczyna powoli rozpoczyna grę na nowych zasadach, jej zasadach. Zmienia również swój stosunek do życia, wrogów i walki. Jest bardziej żądna krwi. Bądź, ca bądź momentami pod tą cienką warstwą nowej Mac, pojawia się stara i możemy zauważyć chwile słabości.
Styl Karen Marie Moning nie zmienił się, więc dalej czyta się go doskonale płynnie i lekko. Autorka drugą część swojego dzieła napisała również w trybie pierwszej osoby, czyli tak zwanego pamiętnika. Mimo to, że powieść jest pisana z punktu widzenia głównej bohaterki, autorka nie zapomniała o kontakcie z czytelnikiem. Czytając ”Krwawe szaleństwo” możemy mieć wrażenie, że czytamy same słowa Mac,które często trafiają bezpośrednio w nasze osoby. W poprzedniej pozycji ”Kronik Mac O’Connor” akcja walki rozkręciła się na końcu, teraz też tak jest. Sceny potyczek znowu swoje miejsce znalazły na prawie ostatnich stronach. Schemat się nie zmienił. Tym razem jednak jest ich o wiele więcej, tak jak tajemnic. Niestety, ale autorka w tej sytuacji pokazała nam, że lepiej radzi sobie z opisywaniem każdego dnia Mac i jej kłopotów, niż dynamicznych scen pojedynków. Cóż, nie można mieć wszystkiego, a ja nawet bez tego kocham tę książkę, jak poprzednią. Naprawdę miło znowu jest spotkać się z dawnymi bohaterami. Karen Marie Moning korzystając z mitologii, czy nawet Biblii stworzyła niesamowitą powieść z niespotykanymi wrogami i sekretami – warto je zgłębić.
Z tyłu został umieszczony krótki słowniczek wymowy oraz pamiętnik samej Mac z jej przemyśleniami – bardzo przydana rzecz. Jedna rzecz w wydaniu książki mnie tylko zawiodła - okładka. Strona graficzna ”Mrocznego szaleństwa” była, jaka była. Daleko jej było do fabuły, ale ta, która zdobi drugi tom, jest zupełnym fenomenem. Czemu? Bo w książce nie ma takiej sceny. Przeczytałam cały tom, z zapartym tchem i takiego momentu w fabule książki się nie doczytałam. Może to jakaś przenośnia twórcy. Tego nie wiem, ale jeżeli tak, to ja niestety jej nie dostrzegam. W oryginalnej wersji tej książki też nie pobudzają wyobraźni z powodu oprawy, ale jako tako trzymają się kupy. Nasze są może lepsze z punktu estetycznego, są nieco mniej wyzywające, ale nie przedstawiają nic, co miałoby miejsce w powieści.