"Kamienie Miami" to seria, która wzbudza dużo emocji. Jedni ją kochają, a drudzy wypowiadają się o niej bardzo niepochlebnie, ale gdyby każdemu podobało się to samo, świat byłby bardzo nudny. Dlatego uważam, że należy szanować zdanie innych, nawet jeżeli sami mamy zupełnie inne odczucia Na temat danego dzieła.
„Ruby. Bloody Valentine” to czwarty tom wspomnianej serii i część, na którą szczerze powiedziawszy, najbardziej czekałam, bo główni bohaterowie to zdecydowanie największa mieszanka wybuchowa, jaką spotkałam w książkach. Ci, którzy czytali poprzednie tomy doskonale wiedzą, o kim mówię!
Veira Ventura i Keller Hartley to bez wątpienia osoby, z którymi lepiej nie zadzierać. Ich życie zdecydowanie nie było usłane różami. Zamiast tego doświadczyli w życiu wszystkiego, co najgorsze, a wydarzenia z przeszłości ukształtowały ich na wyjątkowo brutalnych i szalonych zabójców, którzy w wyniku sojuszu musieli zawrzeć związek małżeński. Czy poza żądzą zemsty połączy ich coś więcej niż tylko aranżowane małżeństwo? Czy w ich pokręconym do granic możliwości świecie jest w ogóle miejsce na miłość? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.
Muszę przyznać, że „Ruby. Bloody Valentine” jest dokładnie taką lekturą, jakiej się spodziewałam. Mroczna, trudna, traumatyczna i pełna zachowań, które wzbudzają ogólnie pojęty niepokój.
Zdecydowanie nie jest to książka, po którą sięga się, by poprawić sobie humor, czy po to, by oderwać się od szarej rzeczywistości, dlatego tak ważne jest, aby przed jej przeczytaniem zapoznać się z informacją od autorki, która ostrzega przed tym, co można w niej znaleźć, ponieważ nie jest to lektura dla osób o słabych nerwach.
Ja sięgnęłam po nią świadomie. I przyznam szczerze, że po tym, co w niej znalazłam, długo zastanawiałam się, co w ogóle powinnam napisać w swojej recenzji.
FortunateEm w swoich książkach często porusza bardzo trudne tematy, a, jako że miałam okazję przeczytać wszystkie książki jej autorstwa, które zostały wydane, jestem już trochę przyzwyczajona do tego, co serwuje swoim czytelnikom. Jednak tworząc historię Veiry i Kellera wskoczyła na zupełnie inny poziom. Dawka adrenaliny, traum, sadystycznych zachowań i wszystkiego tego, co powszechnie uznawane za złe w tej odsłonie jej twórczości zdecydowanie przekroczyło jakiekolwiek normy. Ale czy to źle? Nie! Jestem absolutnie pod wrażeniem tego, jak doskonale poradziła sobie z tym zadaniem!
Tak naprawdę jednym promyczkiem światła w tej bez wątpienia najmroczniejszej historii spod pióra Moniki jest mała Fianna. Dziecko, które wzbudza pozytywne emocje nawet u osób, których nigdy bym o to nie podejrzewała. Pewnie niektórzy powiedzą, że jest to aż niewiarygodne, ale dla mnie było mega urocze i potrzebne, by pokazać, że nawet tak bezwzględnym mafijnym świecie, jest miejsce na miłość i oddanie rodzinie.
Chociaż w mojej ocenie “Ruby. Bloody Valentine” to najlepszy tom serii “Kamienie Miami” absolutnie nie podejmę się tego, by kogokolwiek namawiać do jej przeczytania. Musicie sami podjąć decyzję, czy poruszone w niej wątki Was nie przerosną. Dlatego tak ważne jest, aby przeczytać ostrzeżenie znajdujące się na samym początku! Natomiast jeżeli o mnie chodzi, to z niecierpliwością czekam na kolejną odsłonę, szczególnie po tym, co autorka zaserwowała w epilogu.