Jako dziecko zaczytywałam się w baśniach, jak chyba każdy w dzieciństwie. Jednym z bardziej zaczytanych tomów jest właśnie zbiór Baśni Braci Grimm. Pamiętam, że dostałam go w prezencie od Mikołaja i przeczytałam w bardzo szybkim tempie. Baśnie były przeróżne; od księżniczek w opałach, przez złe wiedźmy i klątwy, a na ożywianiu zmarłych skończywszy. Gdy dziś o tym myślę dochodzę do wniosku, ze niektóre jak na ośmiolatkę były zbyt drastyczne, ale wtedy zupełnie inaczej to postrzegałam, tym bardziej, że dobro zawsze w tych historiach zwyciężało. Zło pokonywało się albo sprytem albo cierpliwym, długotrwałym działaniem, często okupionym cierpieniem, bólem i ludzkim okrucieństwem. Przejście tak ciężkiej próby było żelazną gwarancją sukcesu. Inaczej wszystko szło na marne.
W swojej powieści Królestwo łabędzi Zoe Marriott sięgnęła po jedną z bardziej znanych baśni braci Grimm i na jej podstawie stworzyła całkiem ciekawą historię, wzbogaconą o przeżycia i rozterki wewnętrzne głównej bohaterki.
Historię poznajemy z punktu widzenia młodej księżniczki Aleksandry, która wraz z trzema braćmi: Robinem, Dawidem i Hugh dorasta na królewskim dworze pod czułą opieką swojej matki, zwanej Mądrą Wiedźmą. Matka Aleksandry jest co prawda czarownicą, ale para się tzw. białą magią, którą czerpie z natury, sił przyrody oraz Starych Zasad, ustalonych przez Przodków. Dzięki staraniom królowej Królestwo kwitnie, poddanym żyje się zdrowo i dostatnio. Aleksandra uczy się od matki umiejętności leczenia i jest bardzo pojętną uczennicą, choć brakuje jej jednej ważnej cechy, mianowicie wiary w siebie i swoją siłę. To ostatnie spowoduje, że walka dziewczyny ze złem będzie bardzo nierówna.
Któregoś dnia wszystko co dobre i piękne kończy się. Matka Aleksandry umiera w wyniku ran zadanych jej przez tajemniczą dziką bestię, a król po krótkim okresie żałoby, żeni się ponownie ze znalezioną w lesie młodą kobietą o imieniu Zella. Nietrudno się domyślić, że Zella w bardzo szybkim czasie zjednuje sobie wszystkich poddanych z wyjątkiem pasierbów, na których jej moc nie działa.
Po jednej z prób odkrycia tajemnic macochy, Aleksandra chora i z lukami w pamięci zostaje wywieziona do ciotki, a jej bracia dotknięci klątwą - skazani na wygnanie.
Po długim powrocie do zdrowia i przezwyciężeniu apatii Aleksandra postanawia złamać klątwę i odzyskać braci. Czy się jej to uda? Jak wiele będzie musiała wycierpieć i co poświęci, by odzyskać rodzinę i dom? Tego nie zdradzę, bo warto się przekonać samemu.
Czytanie baśni w dorosłym życiu uważam za specyficzny powrót do dzieciństwa i myślę, że warto od czasu do czasu to robić, niezależnie od tego, jaki gatunek literatury czytamy.
Ze starej baśni, pewnie przez wielu zapomnianej, Z. Marriott stworzyła dobrą powieść. Zważywszy na to, że oryginalna baśń ma raptem kilkanaście stron, ma dość mało dialogów, bo przeważa trzecioosobowy narrator i nie posiada wglądu we wnętrze bohaterów, Królestwo łabędzi jest naprawdę dobrą wersją tej historii. Nowszą i z pierwszoosobową narratorką, dzięki czemu fabuła jest bogatsza, choćby o intrygę związaną z tajemniczym pochodzeniem Zelli, czy sam aspekt ekologiczny, gdy w chwilach słabości i zwątpienia Aleksandra czerpie moc z przyrody. Nie wszystkie wątki z oryginalnej baśni zostały tu wykorzystane, ale może to i lepiej. Być może autorka chciała uniknąć krwawych i drastycznych rozwiązań, może miała także na uwadze wiek odbiorców docelowych, bo książka jest skierowana raczej do nastoletniego czytelnika.
Królestwo łabędzi jest dobrą historią na jedno popołudnie. Przeczytane jednym tchem budzi nie tylko zaciekawienie innymi baśniami tego gatunku, ale też rozbudza tęsknotę za dzieciństwem i sielskimi czasami beztroski, z których niestety szybko wyrastamy.
Przyjemnym jest uczucie, gdy od danej książki dostajemy to czego się akurat spodziewaliśmy, a niekiedy nawet trochę więcej. Mnie się tym razem to udało i przyznam, że chętnie przeczytałabym coś jeszcze w podobnym klimacie.
Dlatego polecam, nie tylko wielbicielom baśni.
opublikowana także na: W Pępku Trójmiasta