Szesnastowieczna Anglia. Król Henryk VIII jest coraz bardziej zawiedziony brakiem narodzin upragnionego potomka. Grono arystokracji dokładnie wyczuwa jego nastroje i by zapewnić sobie wyższą pozycję na dworze, podsuwa mu nową kochankę – Annę Boleyn. Dziewczyna uwodzi króla i obiecuje dać mu wymarzonego dziedzica. Lecz aby dziecko mogło legalnie dziedziczyć tron potrzebne jest, by Henryk i Anna się pobrali. Król rozpoczyna wysiłki, aby uzyskać rozwód z królową Katarzyną Aragońską, które jak wiemy doprowadzą do nowego rozdziału w historii Anglii.
Życiem Henryka VIII jestem zafascynowana odkąd obejrzałam film „Kochanice króla” ze wspaniałą Natalie Portman w jednej z głównych ról. Zrobił na mnie ogromne wrażenie i sprawił, że zaczęłam bardziej interesować się tym, jak doszło do wyrwania się Anglii spod władzy papieża. Kiedy zatem nadarzyła się okazja do sięgnięcia po pierwszy tom „Dynastii Tudorów” oparty na słynnym serialu, nie wahałam się ani chwili. Wprawdzie nie miałam jak dotąd okazji obejrzeć filmowej wersji od deski do deski, czasem tylko jakieś fragmenty pojedynczych odcinków, to i tak dostrzegłam duże podobieństwo obu dzieł. Nie ma się co temu dziwić, w końcu nawet na okładce zawarty został napis, że książka powstała na podstawie scenariusza serialu. I to jest właśnie jej największa wada. Co do fabuły nie ma się co czepiać, w końcu napisało ją samo życie, ale forma przekazu tej historii jest jak dla mnie dość marna. Autorka zrobiła to, co może każdy – otworzyła scenariusz na laptopie, włączyła sobie obok film i wprowadziła po prostu kilka poprawek, by zwykły śmiertelnik mógł go przeczytać. W powieści nie ma niestety wielu opisów (a tak bardzo chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej, o strojach, zwyczajach, posiłkach, czy sposobie urządzania rezydencji w tamtych czasach) ani przemyśleń bohaterów, w zasadzie zawarte są w niej tylko same dialogi. Dawniej uznałabym to za największą zaletę i wielbiła książkę pod niebiosa za taki styl, gdyż interesowała mnie tylko akcja i nic więcej, lecz teraz takie coś już u mnie nie przejdzie. Mam znacznie wyższe oczekiwania od powieści i przykro mi to stwierdzić, ale „Dynastia Tudorów” im nie sprostała. Nie czułam przyjemności czytając ją, wszystko było takie suche i nijakie. Za plus można uznać jedynie to, że poznałam historię Henryka i Anny z nieco innej perspektywy i dowiedziałam się kilku ciekawych faktów historycznych (poznałam na przykład powiązania między królewskimi rodami).
No cóż, miałam nadzieję, że będzie to emocjonująca lektura na wakacyjny wyjazd nad morze, lecz niestety rozczarowałam się nią. Spodziewałam się zupełnie czego innego i generalnie byłam zawiedziona. Książka jest specyficzna, dobra na pewno dla tych, którzy jeszcze nie oglądali serialu, bo potem zwyczajnie będzie im się nudziła. Jak ktoś woli, jak jest mało opisów, to też polecam, a reszta czytelników niech sama wybierze, czy „Dynastia Tudorów” jest w ich typie. Na pewno warto poświecić jej czas ze względu na kontekst historyczny, szkoda tylko, że nie została napisana w lepszym stylu.