Powiedzmy, że ksiązka danego autora Wam się nie podoba… czy sięgacie po kolejną jego książkę? Po ilu nieudanych razach postanawiacie, że jego twórczość nie jest dla Was?
„Król grzechu” to moje trzecie spotkanie z książkami Ludki Skrzydlewskiej. Pierwsza „Po godzinach” zmęczyła mnie swoją objętością i opisami, druga „Negatyw szczęścia” podobała mi się już bardziej, ale to przez wątek, który kojarzył mi się z moim ulubionym filmem. A jak było tym razem?
Danielle postanawia pomóc swojemu kuzynowi w poszukiwaniu zaginionej siostry. Trop prowadzi do klubu, w którym dziewczyna postanawia popracować, żeby wyciągnąć jak najwięcej informacji o tym, czym zajmowała się jej kuzynka. Co się okazuje jest to klub nocny, a jej szefem okazuje się władczy King, którego wszyscy się boją. Oprócz Danielle, która od razu wpada mu w oko. Ich relacja zdecydowanie nie będzie czysto służbowa..
Ufff…. Ależ ta ksiązka mnie wymęczyła! Ma zaledwie 350 stron, a czuje się jakbym przeczytała kolosa mającego ich aż 800! Do tego zajęło mi to tydzień, co mówi samo przez się. Od czego by tu zacząć… Na samym wstępie okładka – piękna, nie powiem, że nie – ale nie oddaje w żaden sposób tego co znajduję się w środku książki – patrząc na nią liczyłam, że to będzie książka o twardej bohaterce, hardej, pięknej i do tego szatynce – a co się okazuje…no niestety bohaterka nie dość, że ruda to brakowało jej jeszcze rozumu. I tak poczułam się oszukana samą okładką. Ale dobra, można na to przymknąć oko – ważne, że jest piękna i przyciąga wzrok!
Za każdym razem jak zaczynam czytać książki autorki, jestem zachwycona tym, w jaki sposób ona pisze. Wszystko ze sobą współgra, jest bardzo dobrze opisane, więc nawet nie ma co męczyć wyobraźni, bo wszystko jest nam podawane na tacy. I jak bardzo na początku mi się to podoba, tak im dalej tym coraz bardziej mnie to męczy. Myślałam, że w „Królu grzechu” będzie inaczej- no bo samo to, że ksiązka nie ma 500 str a 350 to już dużo mniej opisów. Ale niestety.
Pomysł na fabułę bardzo mi się podobał. Połączenie romansu z kryminałem to cos co zawsze fajnie ze sobą współgra. Pod warunkiem, że będzie to odpowiednio wyważone.. W tym przypadku kryminał gdzieś zaginął, pochłonęły go sceny seksu i ciągle napalony King. W skrócie – Dani szuka kuzynki, pojawia się King, Dani przestaje logicznie myśleć, dochodzi między nimi do sprzeczki, jemu staje, ona galareta, jest seks, potem jest chwile zachwytów i później coś się dzieje, Dani przypomina sobie, że miała ratować kuzynkę i potem znowu pojawia się King – i tak w kółko to samo, aż dochodzimy do zakończenia, w którym elementu zaskoczenia nie ma, a całość jest potraktowana po macoszemu. Jak cała historia i seksy zajmują 330 stron, tak ostatnie 20 to tak jakby na odczepnego napisane. I dlatego też cały „kryminał” jaki miał być w tej książce i który mógłby rzeczywiście ją urozmaicić, został przyćmiony przez wiecznie napalonego Kinga. Zakończenie niestety niczym mnie nie zaskoczyło, miałam wrażenie, że nieraz w filmach sensacyjnych właśnie takie zakończenia widziałam!
Kreacja bohaterów… Na pierwszy ogień – Kingston Kane (szef) – przytoczę może opis z okładki – „King, bo tak tytułują go znajomi i pracownicy, jest przyzwyczajony do podziwu i posłuszeństwa okazywanych mu na każdym kroku.” Ja niestety nie dopatrzyłam żadnej relacji szef – pracownik w tej książce, jedyne co rzuciło mi się w oczy to to, że Dani miała na niego wyłożone, a David (jeden z pracowników) mówił do niego co chciał, nie ponosząc później żadnych konsekwencji. Do połowy książki podobała mi się nawet kreacja Kinga, myślałam, że rzeczywiście będzie postrachem. Ale on okazał się później wiecznie napalonym facetem, któremu wystarczyło tylko spojrzenie na Dani, a jego przyrodzenie „było tak twarde, że mógłby ciąć nim diamenty”.
Jeśli chodzi o kreacje Danielle – o panie! Idealnie pasowała do Kinga – jej wystarczył jeden dotyk! A nawet nie! Sam „tembr jego głosu”! A drżała jak galareta i mokra była jak niewyciśnięta gąbka! Widziałam, że sporo osób pisało, że bardzo podobała im się jej odwaga… w którym momencie? Wtedy gdy jechała do nieznanego miejsca „przyrobić” i nie powiedziała o tym swojemu kuzynowi, bo pewnie by jej zabronił? Dla mnie to nie odwaga to głupota. Tym bardziej, że zaginęła jej kuzynka… Ale dobrze, że chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że to głupota, bo było nawet to wspomniane w momencie, gdy tam jechała! Tak jak wspomniałam wcześniej, główna bohaterka co jakiś czas przypominała sobie o swojej „misji”, a przez resztę czasu myślała tylko o jednym. Było jeszcze parę głupich sytuacji z jej wykonaniem, ale nie będę się już bardziej rozpisywać, bo i tak przegięłam już z długością tej recenzji. Wspomnę jeszcze tylko, że wśród bohaterów mamy też Roba – brata zaginionej, który w tej sprawie nie robił praktycznie nic! Momentami miałam wrażenie, że on tą swoją siostrę po prostu sprzedał, bo tyle w nim było zapału do poszukiwań, co we mnie do mycia okien.
Podsumowując ten elaborat. Jestem naprawdę rozczarowana tą pozycją, tym bardziej, że widziałam same zachwyty w recenzjach. Przez to też bardzo chciałam przeczytać tę książkę. Spodziewałam się czegoś naprawdę dobrego. I choć niektóre sceny seksu były spoko, tak ich nadmiar trochę mnie już momentami odrzucał. Zapewne książka spodoba się wielu osobom, więc może warto sięgnąć po nią i samemu się przekonać. Ja nie polecam, ale też nie odradzam.