"Krew Modliszki" to trzecia cześć cyklu fantasy "Cienie pojętnych" autorstwa Adriana Tchaikovsky'ego. Czytając książkę, mamy okazję po raz kolejny przenieść się do niesamowitego świata jaki stworzył autor. Do świta, który zamieszkują rozmaite, "owadzie" rasy ludzi i gdzie magia przeplata się z techniką.
W książce, jak w dwóch poprzednich częściach, poprowadzonych jest kilka wątków. Wątków, które (jak dla mnie) niby są ze sobą powiązane a niby nie. I tak, najpierw towarzyszymy Stenwoldowi Makerowi, który w Sarnie próbuje zawiązać sojusz Niżowców, w celu odparcia wrogiego Imperium, by w następnej chwili znaleźć się na pokładzie Rzutkiej Dziewoi i razem z Achaeosem, Tynisą i Tisamonem prowadzić poszukiwania Szkatuły Cienia ... Nie, nie ... przecież już jesteśmy w następnym rozdziale i tym razem dotrzymujemy towarzystwa Che i Nerowi, którzy udali się do odległego Solarno z kolejnym zadaniem, a kilkanaście stron dalej znajdujemy się już w stolicy Imperium Os - Capitas. I tak dalej, i tak dalej towarzyszymy kolejnym postaciom w kolejnych, czasami całkowicie nowych miejscach. Niektórym taka ilość wątków może się podobać ale dla mnie było ich stanowczo za dużo. Ledwie zaczynałam wczuwać się w daną sytuację, akcja nabierała tempa - rozdział kończył się a ja przenosiłam się w całkowicie inne miejsce. Studziło to niestety emocje i wymagało niekiedy "zatrzymania" się nad książka i przypomnienia sobie, co to się działo u danych bohaterów, z którymi rozstaliśmy się kilkanaście, częściej kilkadziesiąt stron wcześniej. Było to dla mnie czasami bardzo frustrujące. Fabuła, zamiast płynnie posuwać się do przodu, była rwana w najlepszych momentach.
Akcja w tej części zwolniła nieznacznie. Nadeszła zima więc działania wojenne polegały głównie na umacnianiu pozycji, udoskonalaniu broni, dywersji lub tworzeniu sojuszy. Więcej tutaj intryg, tajnych przedsięwzięć, misternie knutych planów. Niestety, w porównaniu do poprzednich części, pozostawiło to pewien niedosyt.
Oprócz dobrze nam zananach bohaterów pojawiły się również nowe postacie. Zarówno starzy jak i nowi bohaterowi zostali bardzo dobrze przedstawieni. Byli żywi, barwni, posiadali rożne cechy. Potrafili wzbudzić sympatię lub niechęć. Myślę, że to właśnie tak dobrze zarysowane postacie są głównym atutem książki.
"Krew modliszki" ogólnie czytało się dobrze. Co prawda przedstawienie niektórych zagadnień technicznych było dla mnie niekiedy nudne i ciężkie w odbiorze ale dało się przez to przebrnąć. Fabuła była wciągająca, opisy barwne, pobudzające wyobraźnię. Niekiedy jednak umykał mi sens danego zdania, fragmentu i musiałam przeczytać daną cześć jeszcze raz. To pewnie wina tłumaczenia. Niestety w polskim wydaniu można się również doszukać dużej ilości literówek. Mam nadzieję, że wydawnictwo Rebis poprawi się przy kolejnych tomach.
Podsumowując - "Krew modliszki" w porównaniu do poprzednich tomów jest znacznie słabszą częścią. Niemniej jednak jest to kawałek dobrej fantastyki, który warto przeczytać i spędzić przy tym miło czas.
[Opublikowane również na
http://fantastyczne-zaczytanie.blogspot.com/]