Żyjemy w czasach, które możemy śmiało nazwać niebezpiecznymi. Niejednokrotnie do naszych uszu docierają wstrząsające historie - zaczynając na naciąganiu, dalej przez porwania, a nawet kończąc na morderstwach. Rodzice od najmłodszych lat nas przed tym przestrzegają. Wydaje nam się, że jesteśmy ludźmi na to odpornymi - odpornymi na wszelkie manipulacje. Lecz życie potrafi nas zaskoczyć, przez co trudno sobie zaufać. A wtedy pojawia się pytanie: na ile można zaufać drugiej osobie?
Studentka medycyny wyjeżdża na wymarzone wakacje do Grecji. Tymczasem jej młodsza siostra jak co roku wyrusza do Częstochowy. Po raz pierwszy nie towarzyszy jej nikt z rodziny. Tej pielgrzymki nigdy nie zapomni...
Co może się przytrafić wśród starożytnych ruin i zapierających dech w piersiach krajobrazów? Czy aby uchronić kogoś przed niebezpieczeństwem wystarczy po prostu mocno kochać? Jak poradzi sobie rodzina wystawiona na poważną próbę?
Kradzione róże były drugą powieścią Anny Łaciny, którą bardzo chętnie zakupiłam, wspominając Czynnik miłości. To właśnie tam powinniśmy szukać pierwszej wzmianki opisanej na tych kartkach historii. Oczywiście obejdzie się i bez tego, gdyż nie są to kolejne części tej samej serii, lecz po prostu swoje dopełniania. Powiem szczerze podczas czytania Czynnika miłości już wtedy autorka zainteresowała mnie dziwnym zachowaniem nauczycielki biologii. Jednak teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że pani Anna Łacina spisała się idealnie, łącząc oba światy.
Poznajemy rodzinę Celerowicz. Rodzinka z piątką krzewuszek, jak to nazywa swoje córeczki Henryk, głowa rodziny. Jaśmina, najstarsza z nich pakuje się na upragniony wyjazd z przyjaciółmi do Grecji. W celach zarobkowych oraz też odpoczynkowych. Lekko przejmuje się tym wyjazdem, bowiem jedzie również Romek - obiekt jej westchnień. W tym samym czasie jej młodsza siostra Róża wybiera się jak co roku na pielgrzymkę do Częstochowy. Mimo że lubi pielgrzymować jest smutna, gdyż nie pojedzie wraz z starszą siostrą do Grecji. W dodatku tym razem jest zmuszona wybrać się na pielgrzymkę zupełnie sama. Obie będą miały co opowiadać.
Jaśmina jest dwudziestoletnią studentką medycyny, co nieraz uratowało skórę jej przyjaciołom, jak również doprowadziło do bardzo ważnego wydarzenia w jej życiu (taki mały spoiler). Jest poważna, twardo stąpa po ziemi i choć wiele osób uważa ją za osobę zimną niczym skała, tak naprawdę jest bardzo ciepłą i kochającą kobietą. Zauważa to Romek Adler, który zakochuje się w niej na zabój, potrafiąc dla niej zrobić rzeczy szalone i głupie. Ta dwójka ma dla siebie miesiąc wspaniałych widoków Grecji, a także pełno niedomówień i trudnych wyborów. Autorka, tak jak to było i we wcześniejszej powieści, opisuje ich historię miłosną nie jako naiwną miłostkę, lecz jako prawdziwe uczucie, które kiełkuje za w czasu i tylko od nich zależy, jak dalej się to potoczy.
Młodsza siostra, Róża, również wykazuje się zdrowym rozsądkiem. Jest tylko rok młodsza od siostry.
Jej rodzice opisują ją jako dziewczynę o złotym sercu. Róża od maleńkości nie potrafi przejść obojętnie przy choćby zranionej muszce - tak jak ją wychowali ją rodzice. Przez co będzie miała nieprzyjemności. A może źle to określiłam? Nieprzyjemności, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, będą mieli jej najbliżsi - rodzice, siostry, przyjaciele, lecz nie ona. Ona całkowicie zaufa Arielowi, któremu obiecuje pomóc.
Ariel jest ciekawą postacią i mogłabym się pokusić tu o dopisanie przedrostka naj-. Wyróżnia się wśród pozostałych, a ja do prawie samego końca nie potrafiłam zgadnąć, kim on jest naprawdę. Autorka starała się tak zarządzać przebiegami wydarzeń, byśmy dostawali zdawkowe informacje na jego temat. Poznajemy go jako chłopca pobożna, uczynnego, ale również przebiegłego. Błagając Różę o pomoc, zdradza jej, że jest śmiertelnie chory. Dziewczyna nie należy do osób naiwnych (a przynajmniej tak by się mogło zdawać) lecz po "dłuższym poznaniu" postanawia mu pomóc. Jej pomoc skończyła się na ciągłych tułaczkach, ucieczkach przed innymi, poczucie głodu i pragnienia - a czytelnicy mogą się na razie głowić z pytaniem - dlaczego?
Oczywiście nie są to jedyni bohaterowie. Mamy również dużo postaci drugoplanowych, a w tej powieści istotni będą nawet ci epizodyczni. Autorka starała się, by każdy z nich czymś się wyróżniał - by był jak najprawdziwszy. Oczywiście udało się to mniej lub bardziej.
Już we wcześniejszej powieści (Czynnik miłości - recenzja TUTAJ) możemy się przekonać, że Anna Łacina nie pisze do docelowej grupy wiekowej. Jej książki są bardziej uniwersalne, można by po prostu rzec - familijne. Dlatego też zdziwią się ci, którzy po Kradzionych różach oczekują typowej młodzieżówki. I choć kiedyś nie wierzyłam, by i rodzice zaglądali do tak zapowiadających się książek, sama mogłam przekonać się o tym na własnej skórze. Moja mama, podczas mojej nieobecności, wzięła z biblioteczki właśnie tę książkę, którą wręcz wchłonęła.
Autorka moralizuje. Nie jest to oczywiście widoczne tak jak w bajkach, lecz niewątpliwie opisanie strachu i bólu rodziców jest rzeczą jak najbardziej zauważalną. Nie są to uczucia przesadzone. Pod względem prawdziwości bohaterów i zdarzeń autorka idealnie się sprawdza. Historie, które opisuje mogą jak najbardziej mieć miejsce, a i bohaterowie to nie tylko kukiełki, lecz postaci z krwi i kości. Dlatego odczucie dydaktyczności sprawdza się w 100%.
Ciekawym dodatkiem jest już choćby sam tytuł. Bardzo długo nie wiedziałam, co dokładnie autorka ma na myśli. Podobnie było z Czynnikiem miłości. Oba tytuły się wyróżniają. Nie dają jednoznaczności w swoich historiach. Dlatego uśmiechnęłam się po przeczytaniu tego fragmentu:
"Nie czas płonąć jaśminom, gdy kradną róże"
Jak już na samym wstępie wspomniałam, Kradzione róże można uznać zarówno jako kolejną książkę Anny Łaciny, ale też jako dopełnienie całości. Uśmiechałam się do samej siebie, gdy tylko na scenę wkroczyły dobrze znane mi postacie: Magda Dzik, czy choćby Patrycja Adler, której pewna cząstka historii zostaje tutaj opisana. Dlatego tym, którzy lubią wiedzieć, gdzie szukać dokładnie początku, zachęcam najpierw do przeczytania Czynnika miłości.
Nie obeszło się jednak bez wad. Może nie są one na pozór widoczne, lecz zauważalne. Pisząc te słowa, wspominam o nienaturalnym, jak dla mnie, akcencie - wypowiedzi niektórych bohaterów, a mówię tutaj o tych drugoplanowych, przyjaciołach Jaśminy, były w niektórych momentach nienaturalne - choć, powiem szczerze, mogłam się przy nich uśmiechnąć.
Po dwóch spotkaniach z twórczością Anny Łaciny mogę z czystym sumieniem przyznać, że stałam się jej fanką (zarówno taką od serca, ale również na portalu lubimyczytać). Jej powieści nie należą do typowych, potrafi bardzo często miło zaskoczyć, a oddźwięk porady, którą daje każdemu swemu czytelnikowi, jedynie uświęca w przekonaniu, iż powinno się przynajmniej zapoznać z jej twórczością.
Kradzione róże jest książka przemyślaną. W porównaniu do Czynnika miłości bohaterowie są dojrzalsi, a co za tym idzie - problematyka jest zupełnie inna. Warte są obie pozycje, a ja już teraz obiecuję, że niebawem zakupię kolejne książki Anny Łaciny (jakie by nie wyszły).