Aru ledwo odpoczęła po wydarzeniach związanymi z uwolnieniem Śpiącego, a już zostaje wplątana w kolejną misję. Ona i jej przyjaciele zostają oskarżeni o kradzież łuku i strzały hinduskiego boga miłości. Będą musieli ją odzyskać, by udowodnić swoją niewinność, bo w innym wypadku zostaną wyrzuceni z Innoświatu. Czeka ich jednak wiele niebezpieczeństw, bo złodziej nie miał dobrych zamiarów. Wręcz przeciwnie - trafienie strzałą nie powoduje zakochania się, ale zmienienie w pozbawionego serca zombie posłusznych przestępcy...
Zazwyczaj sequele charakteryzują się tym, że są podobne do pierwszej części, tylko że wszystkiego jest więcej. Od tej zasady nie odchodzi drugi tom serii autorstwa Roshani Chokshi, czyli „Aru Shah i Pieśń Śmierci”. Dostajemy tu więcej bohaterów, więcej bogów, więcej przeciwników, więcej akcji, więcej przygód, więcej niebezpieczeństw, więcej zdarzeń mrożących krew w żyłach, więcej humoru, a nawet więcej miłosnych zawirowań! Ale po kolei.
Na pierwszy ogień idą bohaterowie, których nie mogę się przyczepić. No dobra, jednej rzeczy – było mało Bu. Ale wracając - poznajemy kolejną siostrę Pandawę, a także jednego pomocnika dziewczyn w misji. Obydwoje szybko zyskali moją sympatię. Mamy też wieeeeelu nowych bogów i mitologicznych stworzeń, które stoją na drodze bohaterów. Jednak mimo ich ilości trudno byłoby ich pomieszać. Część zna się z poprzedniego tomu, a nawet bez niego łatwo byłoby spamiętać postacie, bo każdy jest bardzo charakterystyczny. Na uwagę zasługuje też to, że podobnie jak w poprzedniej części świetnie została pokazana przemiana postaci.
Tej książki się nie czyta, tę książkę się wręcz pochłania. Naprawdę, akcja gna błyskawicznie (ale na tyle wolno, żeby się nie zgubić). Do tego z każdą kolejną stroną wciąga coraz to bardziej i bardziej. Mnie pochłonęła na tyle, że MUSIAŁAM ją skończyć grubo po północy. Całe szczęście mamy wakacje!
Warto wspomnieć też o humorze, który serwuje „Aru Shah”. Jest on przegenialny! Wielokrotnie wywoływał u mnie uśmiech od ucha do ucha. A w moim serduszku na długo zostanie scena z krabem! Przy czytaniu tego fragmentu kilka razy roześmiałam się na głos. No po prostu uwielbiam ją!
Ale wspominałam też o wątku miłosnym. Jednak nie wiem, czy nazywanie go wątkiem miłosnym nie jest sporym wyolbrzymieniem. Jest on bardzo delikatny, lekko zarysowany. Czuć, ze autorka dopiero będzie go rozwijać w kolejnych częściach. Ale mimo wszystko podoba mi się to. Osobiście wolę powoli dojrzewające uczucie niż wyznawanie sobie miłości po jednym dniu!
Jednak nie byłabym sobą, gdybym do czegoś się nie przyczepiła. Tym razem padło na zakończenie. Mogło być ono o rozdział krótsze. Miałam wrażenie, że ten ostatni rozdział pochodzi z kolejnej części. Rozbudzał on tylko ciekawość, dawał przedsmak kolejnego tomu. Trochę nie ładne zagranie, bo sztucznie nakręca to sprzedaż kolejnego tomu.
Mimo wszystko dobrze bawiłam się przy czytaniu „Aru Shah i Pieśni Śmierci”. Mam nadzieję, że Wy także nie będziecie uważać tego czasu za zmarnowany.