I oto za mną „Aurora. Koniec”, trzeci i zarazem ostatni tom cyklu „Aurora” duetu Amie Kaufman i Jaya Kristoffa. Tym razem autorzy zaprosili nas do pełnej wrażeń i emocji podróży po galaktycznych przestworzach i meandrach czasu. Jest to seria, przy której bawiłam się wybornie, aimiałam odczucie, że każda kolejna odsłona zdawała się być lepsza od poprzedniej. A jak oceniam tę część w odniesieniu do całości? Przekonajcie się sami i przeczytajcie moją recenzję.
Jak na finał przystało, działo się dużo, zostały domknięte wątki fabularne rozpoczęte wdwóch poprzednich odsłonach. Nasza drużyna 312 zostaje rozdzielona. Scar, Fin i Zila trafiają do przeszłości i zostają uwięzieni w pętli czasowej. Wspólnymi siłami próbują się z niej wydostać, niestety jest to takie proste, jak mogłoby się wydawać. Aurora wraz z Kalem i drugim Zapalnikiem ląduje w przyszłości, w której galaktyka i jej światy zostały unicestwione przez pochłaniających wszystko i wszystkich Ra'haam.
Oprócz jeszcze bardziej dynamicznej akcji, bo, dla Jaya Kristoffa przecież nie ma rzeczy niemożliwych, tempa nabiera również rozwój relacji między bohaterami. Z jednej strony Tyler iSaedii, z drugiej wybuch uczucia pomiędzy Scar i Finianem, którym zresztą bardzo kibicowałam. Auri i Kal wchodzą jeszcze na wyższy level, wręcz współistnienia. Nie zabrakło tym razem zmysłowych scen oraz pełnych miłości i ciepła przyjaźni. Ta książka to istny emocjonalny rollercoaster. Ledwo rozpoczynamy nową przygodę, a już zostajemy wrzuceni w wir akcji. Nie dość, że fabuła biegnie jak szalona, nie dając czytelnikowi nawet chwili wytchnienia, to dodatkowo pojawiają się nowe kluczowe postacie. Auri zyskała dużo w moich oczach, bo jak w poprzednich tomach wydawała mi się nieco marionetkowa i bezwolna, tak tu wreszcie pokazała pazur. Swoje pięć minut dostaje Zila, która wcześniej prawie niewidoczna, tak tu odegra w fabule istotną rolę. Te wszystkie wykreowane postacie są prawdziwe i w swoim odczuwaniu emocji, i wierze w takie idee, jak wiara, honor i odwaga.
Połączenie i rozwiązanie wszystkich wątków wyszło fenomenalnie, a nagłe i nieoczekiwane zwroty akcji podkręcały fabułę i sprawiały, że całą historię śledziło się z wypiekami na twarzy. Wdialogach zabrakło mi tych specyficznych, a i zarazem uroczych słodkich żarcików, tak często goszczących we wcześniejszych powieściach serii. Po raz kolejny warsztat pisarski nie zawiódł, książkę przeczytałam w błyskawicznym tempie, co jest też zasługą ponownego zastosowania naprzemiennej narracji.
W dalszym ciągu obserwujemy rozwój wątku Eshvarenów i Ra'haam. W zakończeniu odnajdujemy odpowiedź na pytanie, czym tak naprawdę jest istota Ra'haam. Finał bardzo mi się podobał, ze względu zarówno na umiejętne stopniowanie napięcia, jak i eteryczne oraz opisy mistycznego doświadczenia. Było to niesamowicie wzruszające i łezka w oku się zakręciła. Wszystko ułożyło się w logiczną dla mnie całość i było ze sobą spójne. I z jednej strony trochę żałuję, że to koniec przygody, bo zdążyłam się zżyć z bohaterami, to uważam, że cała historia została zakończona w dobrym momencie, bez przeciągania i zbędnego gadania.
Książkę polecam nie tylko fanom science-fiction, ale też tym, którzy chcieliby zacząć swoją przygodę z tym gatunkiem. To dobra literatura zarówno dla młodzieży, jak i dorosłych czytelników. Ja nie żałuję ani chwili spędzonej z tą serią i mam nadzieję, że duet Kaufman/Kristoff jeszcze nie raz nas zaskoczy. Dziękuję i czekam na więcej.