„Kosiarze” to książka Neila Shustermana wydana przez Wydawnictwo Uroboros.
Warto wspomnieć o tym, gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, że książka została wydana w 2017 roku przez Wydawnictwo Filia, aczkolwiek zostały wydane jedynie dwa z trzech tomów Żniw Śmierci. Oba tomy czytałam wcześniej i niesamowicie miło było wrócić do tej serii ze świadomością, że w końcu będziemy mieć możliwość przeczytania historii w całości.
Ludzkość pokonała śmierć. Choroby nie istnieją, głód nie istnieje, wojny nie mają miejsca. To, czy czyjeś życie będzie ciągnęło się w nieskończoność, czy dobiegnie końca, jest decyzją kosiarzy. Kim są tak właściwie kosiarze? Zwykłymi ludźmi, którzy nie chcą, a jednak muszą zabijać. Wróć! Oni nie zabijają, oni dokonują zbiorów.
Co ciekawe, w świecie pozbawionym naturalnej śmierci, pozbyto się również polityków. Nad wszystkim czuwa Thunderhead, sztuczna inteligencja, która jest sprawiedliwa, nieomylna i wszystkowiedząca. Thunderhead nie kontroluje jednak kosiarzy ani Kosodomu. Kosiarze nie są ograniczani przez nikogo, przez nic. Co prawda muszą zebrać odpowiednią liczbę osób, muszą trzymać się statystyk, a i Arcyostrze ich kontroluje, ale właściwie mają oni władzę absolutną. Ma to swoje plusy. Kosiarze są szanowani, ich pozycja niepodważalna. Ich decyzje powinny być moralne, logiczne. Zadawana przez nich śmierć – szybka, godna. Ma to również i minusy. Gdy kosiarz pojawia się na ulicy, ludzie gapią się jak sroka w gnat lub uciekają, gdzie pieprz rośnie w obawie przed zebraniem. Gdy kosiarz pojawia się w restauracji, to nikt nie ośmieli się nawet wystawić mu rachunku. Jeśli kosiarz chciałby twój dom na własność, to żegnasz się z domem lub… z życiem. Witajcie w świecie kosiarzy!
Życie Citry i Rowana zmienia się o 180 stopni, gdy poznają oni Kosiarza Faradaya. Gdy okazuje się, że kosiarz nie chce zebrać ich, ani nikogo z ich rodzin, a proponuje im praktyki, oboje mają mieszane odczucia. W końcu mogliby prowadzić normalne życie, pójść na studia, spotykać się ze znajomymi, a w takim przypadku zostaną skazani na niełatwy los naznaczony śmiercią. Pozycja kosiarza ma jednak swoje plusy.
Oboje decydują się przystać na propozycję Faradaya i rozpoczynają praktyki. Treningi fizyczne, nauka korzystania z rozmaitej broni, rozróżnianie trucizn… Ich przygotowania wymagają poświęcenia i ogromnego wysiłku. W szczególności, że Citra i Rowan muszą być przygotowani do przyjęcia roli pełnoprawnego kosiarza. Od tej pory będą zmuszeni patrzeć na śmierć, decydować o śmierci, śmierć zadawać. Jest to „nie chcę, ale muszę” przy ogromnych konsekwencjach.
-Dlaczego mielibyśmy konkurować o coś, czego oboje nie chcemy? – zapytała Citra.
-To właśnie paradoks tego zawodu – odparł Faraday – Ten, który pragnie dostać tę posadę, nie może jej dostać… a ci, którzy najbardziej odmawiają zabijania, są dokładnie tymi, którym powinno się powierzyć to zadanie.
Niestety, jak to w życiu bywa, nawet tak odmiennym od tego, które znamy, sprawy się komplikują. Najpierw nieoczekiwany zwrot akcji na konklawe, później informacja, która uderza w czytelnika swoją prostotą, a jednak makabrycznym wydźwiękiem. Zwrot akcji za zwrotem akcji. Nie mówiąc już o kilkunastu ostatnich stronach, przez które czytelnik przedziera się z wypiekami na twarzy. Szczerze mówiąc, zdążyłam już zapomnieć o niektórych szczegółach książki. Pamiętałam, że historia była bardzo dobrze napisana, była wciągająca i idealnie trafiała w mój gust. Czytając ponownie, przypominałam sobie wszystkie fakty, ale nie pozbawiło mnie to przyjemności z czytania. Bardziej miałam takie „o faktycznie, to było dobre!”.
Aktualnie zauważam jednak, że niekiedy wszystko dzieje się zbyt szybko. Ma to swoje plusy, ma minusy. Niektórym przypadnie to do gustu, innym - nie. Osobiście nie przeszkadzały mi sprawy niewyjaśnione i szokujące, po których nie wiemy, co ze sobą zrobić. Autor rzuca jakimś faktem, wydarzeniem i pozostawia nas z tym. Jak to przetrawimy, to nasza sprawa. I może to i lepiej. Nie wszystko też zostało powiedziane w pierwszym tomie, aczkolwiek jest to trylogia, która „Kosiarzami” wprowadza nas do świata.
Citra i Rowan wydawali mi się jednak dość spłaszczeni. Dodałabym im więcej charakteru, więcej wyrazu. Jak na takie realia, jak na tak skrajnie funkcjonujący świat i tak mocne wydarzenia, można było „zainwestować” jeszcze bardziej w główne postaci. Bardzo często przywiązuję się do głównych bohaterów, a tutaj przywiązałam się do historii. Czy to źle? Nie, oczywiście, że nie. Tylko po czasie widzę, że można byłoby pogłębić profile głównych postaci. Niektórzy kosiarze – przykładowo Znamienita Dama Śmierci - byli bardziej dopracowani niż Citra i Rowan, ale na szczęście fabuła i otoczka to rekompensuje.
W książce podobał mi się wątek odmładzania, „powracania znad przepaści”. Nie wiem, czy ktoś chciałby dożyć starości i tam się zatrzymać fizycznie, bo wyobrażam to sobie jako życie dość uciążliwe. Tutaj nie dość, że choroby nie istnieją, więc i nie ma niedołęstwa, to i można „cofnąć się” fizycznie do bodajże 21 roku życia. Żyć, nie umierać! Chyba, że trafi się na kosiarza…
Plusem książki są wstawki z dzienników kosiarzy. Takie dzienniki, rejestry, które są dostępne publicznie, musi prowadzić każdy kosiarz. Zapisywane są w nim podejmowane działania, a także uczucia kosiarza. W jakim celu? Po to, aby ludzkość wiedziała, że kosiarze te uczucia posiadają... Przed każdym rozdziałem mamy okazję przeczytać fragmenty dzienników, co przybliża nam sposób myślenia kosiarzy. To, jak odmienne to były zapiski, w zależności od autora, było niesamowite.
Za sprawą dzienników, ale też i za sprawą „rozłamu” kosiarzy i odmiennego postrzegania profesji, autor wprowadza wątki refleksyjne. Czym jest moralność, gdzie są granice, jak powinien funkcjonować świat? Czy zatarta jest granica między dobrem a złem? Czym w zasadzie jest dobro i zło? Nad odpowiedzią na te i inne pytania możemy się zastanowić podczas lektury.
Jeśli jeszcze nie czytaliście „Kosiarzy”, to jak najbardziej polecam sięgnąć po książkę.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Uroboros.