''Filip spojrzał na młodego człowieka i przemknęło mu przez myśl, czy to czasem nie jego dwudziestokilkuletnie alter ego usiadło obok na tej ławce, by poprowadzić wewnętrzny monolog na temat zysków i strat całego życia''
Czasami bywa tak, że wizje małżeństwa dla obydwu małżonków są różne. Ona chce zupełnie czegoś innego niż On i odwrotnie. Tak było i w małżeństwie Filipa Spalskiego. Filip jest 45-letnim zupełnie zadowolonym z życia pilotem. Lata już 18 lat i kocha swoją pracę, bardzo kocha też swoją kilka lat młodszą żonę. Życie Spalskiego jest proste i szczęśliwe. Kolejne loty, żona witająca go zawsze uśmiechem po powrocie z rejsu, czasami jakieś przyjęcie, czy wspólne wyjście z przyjaciółmi. Czegoż chcieć więcej? Wprawdzie czasami rodzi się dylemat trudny do rozwiązania, jaki krawat będzie właściwy dla butów, które akurat ma na nogach. Straszny kłopot, prawda? Jednak i ten jest straszny, kiedy się nie ma innych. Tak sobie żyje nasz Filipek, aż nagle następuje wielkie BUM !!.
Żona odchodzi (to jej ostatni dzwonek, by jeszcze urodzić dziecko), a Spalski z rozległym zawałem serca ląduje w szpitalu. Tym to sposobem los odbiera mu drugą jego miłość, czyli latanie. Były już pilot po wyjściu ze szpitala wsiada w samochód i jedzie przed siebie dotąd, aż skończy mu się paliwo... Wkrótce poznajemy cztery kobiety i dziewczynkę , oraz Absurda:) Wszystkie te postacie i jeszcze kilka innych, w różnych konfiguracjach, przewijają się przez '' Magnolię '' , pensjonat w Bieszczadach, umiejscowiony z dala od miejskiego zgiełku i pośpiechu ...
Książka jest bardzo pomysłowo napisana, a zakończenie bardzo zaskakujące, widzę po opiniach innych czytelników, że zaskoczyło nie tylko mnie. Jest na pewno nie tuzinkowe, świeże i raczej nieprzewidywalne. To zakończenie, a co wcześniej ? Poznajemy mieszkańców i gości Magnolii. Jest to specyficzne miejsce, gdzie zaglądają specyficzni ludzie. Każda z postaci jest wyraźnie zaznaczona i każda jest inna, każda ma swoje problemy, wcale nie małe, wręcz odwrotnie, całkiem poważne, nie wyłączając i małoletniej Tuśki, która uwielbia czytać i opowiadać niestworzone historie. Magnolia daje im wytchnienie i sposób na oderwanie się od problemów i gwarnego świata, czasem możliwość ukrycia przed innymi, a czasem przed samym sobą.
To smutna historia opowiedziana pięknym językiem. Bez lingwistycznych zawijasów i ozdobników, ale piękną poprawną polszczyzną i bez czegoś, co ja nazywam, językowym niechlujstwem, a co niestety dość często można teraz zauważyć w książkach. Ale żeby nie było tak całkiem smutno, jest i w książce humor, w tym wypadku w sposobie przekomarzania się między sobą stałych tam, bywalczyń, czyli Cześki, Doris, Marleny i dochodzącej codziennie, a właściwie dojeżdżającej na rowerze, pięknej Olgi. Jest to literatura raczej kobieca, chociaż nie z tych pustych książeczek w których ''hurra optymizm'' wyziera z każdej strony i gdzie wszystko się zawsze dobrze kończy. Tutaj mamy prawdziwe ludzkie problemy i silne kobiety, które nie poddają się łatwo.
Polubiłam większość postaci, są wiarygodne i nie wydumane, takie chciałabym mieć przyjaciółki, ciepłe, życzliwe i pomocne, chociaż na swój sposób trochę zwariowane :). Nie mogę też nie rzecz ani jednego słowa o okładce, która jest wprost CUDNA, te kolory wywołują nostalgię za piękną złotą polską jesienią z umiarkowaną temperaturą, zwłaszcza kiedy się czyta tę książkę w momencie upału na dworze i lejącego się z nieba żaru. Sporo emocji podarowała mi ta książka oraz kilka rozważań nad tym co tak naprawdę jest najważniejsze w życiu. Z chęcią przeczytam kolejny tom.