Marcin Hybel jest miłośnikiem fantasy i RPG. Według opisu z okładki "życie traktuje z przymrużeniem oka" i po przeczytaniu jego powieści absolutnie się z tym zgadzam :). Zamierzeniem autora było stworzyć komedię, powieść, przy której można się pośmiać, wydrwić pewne wady. Czy się mu to udało i czy książka nie zanudzi czytelnika? Zapraszam do przeczytania recenzji :).
W Nogradzie, średniowiecznym grodzie panowała idylla. Mieszkańcy wręcz nudzili się, gdyż nie zdarzały się skandale, kradzieże i zabójstwa. Zaczęto nawet pozorować różne występki, lecz to także nie przypadało do gustu nogradczykom.
Powieść toczy się kilkuwątkowo, występuje sporo bohaterów, przez co momentami robi się wielki galimatias lecz jest to raczej zabawne niż przeszkadzające w odpowiednim odbiorze lektury. Postacie są niezwykle barwne, komiczne i nieco przerysowane jak przykładowo wybitny nieudacznik wojmił Alford. Jego perypetie wzbudzały u mnie kilkukrotne wybuchy radości, tak samo jak wyjątkowa para: Lentak i Melmir, którzy w młodości parali się złodziejstwem i czarowaniem. Mimo sędziwego według nich wieku są niezwykle ruchliwymi i pomysłowymi staruszkami. Jednym zagrożeniem jest dla nich małżonka jednego z nich Szajga i możliwość sprowadzenia jako posiłki teściowej Melmira. Z drugiej strony obu panów cechuje niebywała odwaga, gdyż mimo braku sprawności fizycznej decydują się na swój "skok stulecia", który kończy się zupełnie niespodziewanie..Oczywiście większość bohaterów jest średnio rozgarniętych, są bardzo naiwni, wierzą ślepo innym. Warto zwrócić uwagę także na bogoboja Kumara, który ma bardzo chytry plan. Postanawia płacić wiernym za przychodzenie na jego nauki. Tylko skąd wziąć płacidła? Bogobój chce z pomocą okolicznych rzezimieszków znaleźć środki na poszerzanie wiary wśród mieszkańców Nogradu. Niestety, nie są oni zbyt inteligentni i powodują szereg niezaplanowanych przez Kumara wydarzeń.
Marcin Hybel zaskoczył mnie i to bardzo pozytywnie :). Napisał dobrą "komedyję czasów minionych", która rzeczywiście śmieszy, ale też i skłania do refleksji nad tym, czy przypadkiem nie jest to również wyśmiewanie obecnego stanu rzeczy i wad naszego wieku. Zazwyczaj jestem przeciwna książkom, w których występują wulgaryzmy. W tym przypadku są one obecne, ale są tam niemal dopełnieniem wypowiedzi bohaterów, a nie wciśniętymi na siłę, żeby tylko książka zrobiła się bardziej kontrowersyjna.
Bardzo ucieszył mnie fakt, że Marcin Hybel planuje kontynuować cykl fantasy, która ma być satyrą i poruszać różne tematy w krzywym zwierciadle. Jeśli zrealizuje swoje plany to z pewnością sięgnę po jego twórczość. Może nie jest jakoś niesamowicie ambitna, ale jest to idealna lektura na wakacje, przy której można odciąć się od rzeczywistości. Dodatkowo kolejne strony lecą bardzo szybko, nawet nie wiadomo kiedy.
Co do języka to nie można zapominać o tym, że jest stylizowany często na język archaiczny i niektóre słowa brzmią zupełnie obco, jednak nie miałam problemu ze zrozumieniem znaczeń. Poza tym jest mnóstwo ironii, bohaterowie drwią z siebie nawzajem, dzięki czemu tak naprawdę nie ma tu postaci negatywnych, gdyż wszyscy są przedstawieni w krzywym zwierciadle. Ich wady bardziej nas śmieszą niż zniechęcają.
Jedynie spoglądając na okładkę możemy mieć mieszane uczucia. Ja osobiście sądziłam, że tak dobrana kolorystyka wskazuje na to, że będzie to opowieść smętna, tylko momentami zabarwiona humorem. Okazało się jednak, że sprawdza się powiedzenie: "Nie oceniaj książki po okładce", gdyż w tej pozycji humoru akurat nie brakuje.