Ponad miesiąc temu zachwycałam się pierwszym tomem „Cukierni pod Amorem” a dzisiaj przyszedł czas na zachwyty nad tomem drugim. Małgorzata Gutowska-Adamczyk musiała wykazać się nie lada pomysłowością i talentem, aby kontynuacja nie ustępowała pierwszemu tomowi.
Po raz kolejny spotykamy się z mieszkańcami Gutowa i Zajezierzyc - zarówno współczesnymi, jak i tymi sprzed stu lat. Zaczyna się wypełniać wisząca nad Zajezierskimi klątwa mówiąca, że ród przestanie istnieć, kiedy dziedzicowi urodzi się równocześnie dwóch synów o tym samym imieniu. Przepowiednia, zdawałoby się, niemożliwa spełnia się w Wigilię 1895 roku – hrabina Adrianna rodzi długo oczekiwanego dziedzica, któremu szczęśliwi rodzice nadają imię Paweł. Tego samego dnia, tyle że w oddalonym o tysiące kilometrów Chicago, Marianna Blatko rodzi syna, którego ojcem jest również hrabia Tomasz – chłopiec otrzymuje na chrzcie imię Paul. Cztery lata później na świat przychodzi Grażyna Toroszyn – córka Kingi Bysławskiej. I to dzieje tej trójki są głównym tematem drugiego tomu „Cukierni” chociaż nie brak tam innych bohaterów znanych z pierwszego tomu. Pojawiają się oczywiście nowe twarze – przede wszystkim warszawska rodzina Cieślaków, których los w pewnym momencie zwiąże z Gutowem i rodziną hrabiego Tomasza Zajezierskiego.
Przełom wieków to koniec pewnej epoki, odchodzi pokolenie pamiętające czasy przed powstaniem styczniowym, młodzi wyrywają się w świat, a my śledząc ich losy wędrujemy razem z Paulem po Chicago i Nowym Jorku, aby w czasie pierwszej wojny światowej dotrzeć do Francji i do wyzwolonej Polski, wraz z Grażyną, która postanawia zostać aktorką (jeszcze kilka lat wcześniej rzecz zupełnie nie do pomyślenia w ziemiańskiej rodzinie) poznajemy artystyczny świat międzywojennej Warszawy czy wreszcie przebywamy wraz z Pawłem w ogarniętym wojną Płocku. Bo Pawłowi, Paulowi i Grażynie przyszło żyć w bardzo ciekawych, ale i ciężkich czasach – I wojna światowa, odzyskanie niepodległości, strach przed rewolucją bolszewicką, wielki kryzys, obawa przed rosnącym w siłę Hitlerem to tylko niektóre z wydarzeń, jakie stały się udziałem naszych bohaterów.
Tymczasem we współczesnym Gutowie Iga Hryć stara się rozwiązać zagadkę zaginionego pierścienia, jednak zamiast wyjaśnienia tajemnicy na jej drodze pojawiają się kolejne problemy, z których wcale nie najmniejszym jest nowa znajoma ojca – piękna, rudowłosa Helena.
Podobnie jak w pierwszej części, i tutaj dialogów jest niewiele, autorka snuje swoją gawędę w bardzo plastyczny sposób, tak że czytając całkowicie wsiąkamy w powieściową rzeczywistość, a to, co tu i teraz przestaje się liczyć.
I tylko z wielką przykrością stwierdzam, że tym razem autorka popełniła dosyć poważny błąd rzeczowy – otóż z jakiegoś powodu umieściła połączenie Austrii z Niemcami w roku 1933, gdy tak naprawdę nastąpiło ono pięć lat później, w marcu 1938 roku. No cóż, pewnie większość czytelników nie zwróciło na to uwagi – mnie niestety dosyć mocno to zgrzytnęło, zwłaszcza że w książce widać, iż autorka dba o prawdę historyczną.
Oczywiście nawet z tym błędem powieść jest wspaniałą lekturą i serdecznie do niej zachęcam. Wydaje mi się jednak, że jeżeli ktoś już raz wszedł w cukierniany świat, specjalnie go do kolejnej wizyty zachęcać nie trzeba. A mnie pozostaje czekać na trzeci tom opowieści o Zajezierskich, Cieślakach i Hryciach, i oczywiście na wyjaśnienie wszystkich rodzinnych sekretów.