Najbardziej rodzinny zespół rockowy świata, którego muzyka wsiąka wprost do wnętrza.
Kings of Leon znam od paru lat. Przynajmniej wydawało mi się, że znam. Słyszałam każdy dźwięk płynący z ich kolejnych piosenek i zapamiętywałam słowa. Ale nie byłam świadoma kim są osoby, które tworzą tę muzykę i jak ona powstaje. I wtedy pojawiła się możliwość przeczytania „Kings of Leon. Sex on fire”.
Książkę podzielono na 10 rozdziałów, we wszystko wpleciono ciekawe wypowiedzi chłopaków, co stanowi gratkę dla fanów. Poznajemy ich naprawdę, dogłębnie. Od religijnego dzieciństwa, po rozwód rodziców i stopniowe wkraczanie w muzykę aż po czołowe miejsca na listach przebojów. Tak naprawdę ciężko oceniać tę książkę. „Kings of Leon. Sex on fire” to dokładne streszczenie życia członków zespołu. Ich kroki, decyzje, sposób w jaki w danym momencie byli odbierani przez szerokie media oraz fanów. Tu nie ma miejsca na bajkopisanie. To życie, to ludzie, a tego nie sposób ocenić.
Kiedy dotarłam do końca książki nadal nie byłam pewna czy to już odpowiedni czas, czy książka nie powstała o kilka ładnych lat za szybko. Zresztą takie dylematy mam bardzo często. Nie jednokrotnie wystarczy nagrać jeden wpadający w ucho hit, aby zając połowę półek w księgarni. Gdzie tu logika? Czy jako fan nie lepiej byłoby przeczytać jedną, dopracowaną książkę o zespole, wokalistce czy wokaliście, który osiągnął realny szczyt? Kings of Leon nadal grają, wypuszczają hity, pną się w górę. Wolałbym gdyby to była książka, która wspomina wielki zespół, a nie kolejna pozycja, która ma wyłowić pikantne ciekawostki z życia członków zespołu, aby dziennikarze mieli o czym napisać.
To moje zdanie.
Głównie spodobało mi się skupienie na muzyce. Wykazanie inspiracji jakie sprawiły, że piosenka czy w końcu płyta przedostała się na rynek muzyczny. Te fragmenty na pewno będą najbardziej znaczące dla zagorzałych fanów.
Dla mnie czytanie tych momentów to była zabawa. Łączenie muzyki z ciekawostkami na papierze. Idealne uzupełnieni.
Nie można przejść obojętnie wobec przemiany psychologicznej jaka następuję w członkach zespołu. Followill’owie wychowani wręcz w surrealistycznym otoczeniu, przesadnie religijnym, powoli uczyli się jak wygląda prawdziwy świat. Muzyka rozrywkowa była dla nich jak zakazny owoc. Wpajano im od najmłodszych lat, że rock and roll to muzyka piekielna, tłumaczono teksty piosenke, aby wyrobić w nich negatywne nastawienie do takiej muzyki. Nic nie pomogło. Muzyka była w nich. Brnęli w nią. Czasem nawet zbyt daleko. Sami podkreślają, że „Wydaje mi się, że w ciągu tych pierwszych lat grania wszystko nadrobiliśmy. Wcześniej nie mieliśmy styczności z tymi rzeczami, a kiedy je poznaliśmy trochę nam odbiło i pewnym sensie przeszliśmy okres buntu- żebyśmy potem mogli z tego wszystkiego zrezygnować”.
Mam nadzieję, że nie będę patrzeć na chłopaków zbyt surowo. Bo nie ze wszystkich momentów swojego życia mogą być zadowoleni. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że to już za nimi.
Jak dla mnie to książka na wieczór, na jeden dzień w wygodnym fotelu z dźwiękami Kings of Leon w tle. To pozycja obowiązkowa dla fanów. I dla ciekawskich, takich jak ja. Żyje w założeniu, że warto wiedzieć więcej niż serwuje nam magazyn plotkarski. To chyba wystarczający powód, aby sięgnąć po tę książkę.