Isabelle Lafleche to pisarka, która dla literatury porzuciła karierę prawniczą. W jej CV były posady w takich miastach jak Nowy Jork, Toronto czy Montreal. Jednak pasja zwyciężyła i dziś autorka publikuje artykuły o modzie, kulturze i urodzie. Idąc za ciosem stworzyła też najlepszy debiut "prawniczy". Moim zdaniem udany, tym bardziej cieszę się, że napisała także dalsze losy głównej bohaterki w 'Kocham Paryż".
Debiut autorki "Kocham Nowy Jork", to opowieść o młodej prawniczce Catherine, która przenosi się do filii w Nowym Jorku. Początkowo myśli, że jest to najlepsze co mogło się jej przytrafić. Oczami wyobraźni widzi drogie, luksusowe sklepy, wypady na zakupy, imprezy w modnych klubach, duże pieniądze i bogate, modne towarzystwo.
Tymczasem już po przyjeździe okazuje się, że czeka ją długa droga na szczyt, wiele przeszkód i testów, zanim zostanie zaakceptowana i obejmie rządy w firmie, o czym marzy od wielu lat. Praca okazuje się być ciężką harówką, bo mimo swego doświadczenia i pozycji w Paryżu, w kulturalnej stolicy Ameryki Catherine jest jedną z wielu pracownic. To na nią wszyscy zrzucają robotę papierkową, obarczają ją swoją pracą i poddają treningowi wytrzymałości. Jednak kobieta nie jest typem słabej, cichej myszki. Ma siłę przebicia i pewność siebie, a do pomocy wiernego i sympatycznego asystenta i oddaną przyjaciółkę. Z taką pomocą zawsze daje radę w najtrudniejszej nawet sytuacji.
Jak w każdej powieści tego typu, także i tu bohaterka natrafia na nieprzyjemną i władczą rywalkę, nawiązuje romans, odkrywa też mnóstwo nowych rzeczy o sobie i weryfikuje swoje poglądy na temat pracy, życia i miłości, która spada na nią z nieoczekiwanej strony. Mimo wszystko bohaterka nie przechodzi jakiejś rewolucyjnej przemiany, nie staje się zupełnie inną osobą, a raczej po prostu zmienia swoje nastawienie co do niektórych kwestii życia. Catherine jest bohaterką sympatyczną, nie irytuje, ale i nie zapadła mi szczególnie w pamięć, mimo wszystko oceniam ją jako dobrze rozpisaną postać, którą polubiłam. Nie jest to powieść przesycona morałami. Określiłabym ją jako bardzo wciągającą, przyjemną i zabawną, a to chyba w tym gatunku najważniejsze. Ostatnimi czasy pojawiło się mnóstwo pozycji o środowisku prawniczym, ale większość była po prostu nudna, język momentami niezrozumiały, a całość miała za mało akcji. Ta książka jest inna, właściwie prawo pełni tu rolę drugoplanową, nie dominuje nad bohaterami i akcją, co jest ogromnym plusem.
Mimo wszystko, zawsze znajdą się też minusy i tak też było w "Kocham Nowy Jork". Momentami denerwowało mnie to, że autorka poprzez główną bohaterkę ocenia innych przez pryzmat ubioru, marek perfum i innych luksusów. To sprawiało, że czasem miałam za złe Catherine, że jest próżna. Takie poglądy powodowały, że podobnie jak w innych powieściach o prawnikach, także i tu całe środowisko kancelaryjne zostało ukazane w złym świetle, jako zmanierowane, próżne i myślące jedynie o pieniądzach. Miałam nadzieję, że w końcu ktoś ukaże je w trochę inny sposób, nawet jeśli takie właśnie jest naprawdę, bo ciekawie byłoby poczytać o prawnikach zwyczajnych, normalnych, przeciętnych. Nie jest to jednak jakiś wielki minus, bo całość jest po prostu ciekawa i polecam ją wszystkim.