Izabella Frączyk na swojej stronie internetowej przyznaje, że od zawsze nienawidziła pisać. Jednak któregoś dnia, gdy w głowie roiło jej się od różnych ciekawostek i spostrzeżeń, usiadła i po prostu zaczęła to robić – tak powstała jej pełna humoru debiutancka powieść „Pokręcone losy Klary”, ciepło przyjęta przez czytelniczki. W tym roku ukazała się jej kolejna książka „Kobiety z odzysku”, a w przygotowaniu już następna.
Powieść „Kobiety z odzysku” jest historią trzech przyjaciółek pod trzydziestką: Gosi, Felicji i Zuzanny. Każda z nich przeżyła osobistą tragedię, związaną z mężczyzną, i teraz wybierając się na letnie wakacje do Egiptu, próbują zapomnieć o upokorzeniach. Gośka przez przypadek odkryła, że jej mąż jest bigamistą. Felicja po metamorfozie z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia wychodzi za Afrykanina, brata swojej przyjaciółki. Jeszcze na studiach zachodzi w ciążę, jednak sielanka zostaje nagle przerwana. Młoda wdowa traci dziecko i nie może się otrząsnąć. Z kolei Zuzanna rozwodzi się z mężem, gdy życie z nim staje się bezskuteczną walką o potomka. Nieobliczalny mąż i jego niespełna rozumu matka nie cofną się nawet przed tym, by spróbować zapłodnić jej upośledzoną siostrę bliźniaczkę – przecież wszystko zostanie w rodzinie. Życie pisze różne scenariusze… Zmęczone niepowodzeniami przyjaciółki lądują w Egipcie. Jednak i tam nie dane im będzie odpocząć, gdyż seria niesamowitych zdarzeń nie da im nawet chwili wytchnienia.
Książka Izabelli Frączyk zapowiada się pogodnie: wydaje się, że sięgamy po pełną humoru, zaskakującą, lekką lekturę, w sam raz na chłodne zimowe dni. Owo wrażenie podkreśla ciepła, kolorowa okładka. Wydaje mi się, że druga powieść autorki na pewno trafi do tych odbiorców, którzy zachwycali się jej debiutem, bo choć nie czytałam „Pokręconych losów Klary” tematyka i styl wydają się zbliżone. Jednak w obliczu tych wszystkich optymistycznych faktów ja srogo się zawiodłam. Ale po kolei…
Tarapaty, w jakie pakują się bohaterki, sytuacje, których stają się udziałem – odnosiłam wrażenie, jakbym właśnie oglądała jakąś telenowelę. O ile czytając podobną prozę np. amerykańską jesteśmy jeszcze w stanie zaakceptować pewne wydarzenia, o tyle w przełożeniu na nasze polskie realia, wydają się one nie przystające do naszej rzeczywistości. Rozumiem kilka niecodziennych przypadków, ale ta książka w większości na nich bazuje. Tu sensacja goni sensację, bohaterowie zakochują się w sobie po kilku sekundach, a główne bohaterki mają mentalność piętnastolatek.
Jak dla mnie nie sprawdza się też styl pisarki, który jest jakby hybrydą stylu młodzieżowego i czegoś, co młodzieżowe było dekadę temu. Książka składa się głównie z dialogów i wykrzyknień, a rozmowy miedzy bohaterkami też są dziwne – opowiadają sobie one np. historie z własnego życia, tak jakby dopiero co się poznały. Reakcje na pewne wydarzenia są nieadekwatne: co robi Gośka, gdy w progu jej domu staje kobieta, podająca się za żonę jej męża? Idzie się odświeżyć, bierze ślubne pamiątki i wałkuje tamtej, że to także jej mąż, a potem jak najlepsze koleżanki przy kawie żalą się sobie, co teraz poczną. Brak tu dramaturgii, łez, żalu i złości. Podobnie jest jeszcze w kilku innych wypadkach. W tekście znalazłam też kilka drobnych błędów, które raczej są winą nieuważnej korekty. Na koniec zapisałam sobie kilka moich ulubionych powiedzonek-perełek: bije na dekiel, przekichany dzień, ale kobyła, za Chiny!, a pieron go wie, dałam sobie siana, nie trybię. Takie błyskotliwe wstawki przewijają się w tekście średnio na każdej stronie.
Choć przekonujące recenzje z tyłu książki zapewniają, że powieść „wciąga jak odkurzacz” ja niestety nie uległam jej czarowi. Trudno było mi przebrnąć przez kolejne strony z powodu męczącego stylu i przerysowanych wydarzeń. Książkę poleciłabym miłośnikom debiutanckiej powieści Frączyk, gdyż na pewno odnajdą w niej podobną rozrywkę oraz kobietom doświadczonym przez los, dla których przygody trzech przyjaciółek mogą być inspiracją i nadzieją na to, że los, nawet najgorszy, może się zawsze odwrócić.