„Klucze do rzeki” to zbiór opowiadań snutych przez Małgorzatę – bohaterkę, która niektórym może być znana z książki „Stacyjka na wschodzie i zachodzie”.
Opowiadania dotyczą losów różnych ludzi, których łączy zamieszkiwane przez nich miasteczko i fakt, że przepływająca przez nie rzeka odgrywa dużą rolę w ich życiu. Bohaterka niespiesznie przytacza znane jej historie, wtrącając własne przemyślenia i osobliwe refleksje na temat ludzi oraz duchów. Pod niektórymi opowiadaniami można znaleźć notkę „dla zainteresowanych”, bowiem są one w pewnym stopniu oparte na prawdziwych wydarzeniach i czasem autorka objaśnia ich związek z historią, którą przedstawiła. Myślę, że to ciekawy, wyjątkowy element, który pozwala czytelnikowi lepiej poznać bohaterów i bardziej wczuć się w świat przedstawiony.
„Klucze do rzeki” to moim zdaniem średnio interesująca pozycja. Przede wszystkim brak jej wyrazistości i iskry. Mimo, że autorka pokusiła się o dość oryginalne opowiadania, w mojej ocenie są one mdłe. Myślę, że stało się tak w wyniku charakterystycznego stylu autorki, przepełnionego niepotrzebnymi nawiasami, w których znaleźć można było wykrzykniki, pytajniki, wtrącenia lub przypomnienia, o kim mowa, na których utracie styl pisania autorki znacznie by zyskał. Drugą kwestią ujmującą książce uroku jest skłonność autorki do gawędziarstwa – o ile pierwsze dwa opowiadania zachwyciły mnie nietuzinkowymi spostrzeżeniami i przemyśleniami, o tyle później ich czar prysnął, a czytelnik, by poznać ciekawą historię, musiał przebrnąć przez mało interesujące, za to dość obszerne rozmyślania.
Książka Marii Sidorskiej - Ryczkowskiej ma jednak coś w sobie. Łatwo zauważyć, że autorka jest osobą wrażliwą i bardzo dobrym obserwatorem, dzięki czemu mogła z ciekawej perspektywy spojrzeć na codzienne wydarzenia i przedmioty. Spodobały mi się powroty bohaterów do rzeki – tej samej od wielu lat, która była świadkiem tylu wydarzeń tak ważnych w życiu ludzi. Tamte chwile – zabawy nad rzeką, spacery, zaręczyny – minęły, a rzeka płynie dalej, skłaniając czytelnika do refleksji. Urzekł mnie również fakt, że opowiadania były delikatne, napisane ze smakiem, nie odstraszały czytelnika, ani nie narzucały mu się – zupełnie, jakby były z innego świata. Nie dotyczą ich samochody pędzące za oknem ani krzykliwe reklamy. „Klucze do rzeki” oferują czytelnikowi parę chwil spokoju, wyciszenia i powrotu do spokojnego rytmu życia.
Komu poleciłabym tę książkę? Osobom szukającym spokojnej lektury, która nie narzuca szybkiego tempa, ale pozwala odkrywać ją i poznawać stopniowo – zupełnie jak spokojna, tytułowa rzeka. Zainteresowani tą książką powinni jednak pamiętać o tym, że pozycja może się chwilami dłużyć, a styl autorki czasem przeszkadza w odbiorze. Jeśli jednak nie oczekujemy od książki, by była ósmym cudem świata, tylko pomogła nam się wyciszyć, „Klucze do rzeki” spełnią swoją rolę.